niedziela, 9 grudnia 2012

Zostać kierowcą Tira

Mam w głowie dużo myśli, które krążą w okół jednego tematu. Zostać kierowcą " Tira '. Jak to się stało, że zostałem kierowcą " Tira". Kierowcą największych aut na drogach. Oczywiście, że są składy większe od mojego. Dłuższe, wyższe, szersze chociaż by zestawy ponad gabarytowe  lub zestawy, które jeżdżą na innych kontynentach. Ale mówię teraz o zestawach, ciężarówkach w naszym kraju, w europie. Pisząc ten post, odpowiem na wiele pytań, które dostaję od niektórych z Was, odpowiem również na " zarzuty ", które również padły pod moim adresem. Czy moim marzeniem od dziecka były " Tiry", było zostać kierowcą " Tira ". Odpowiedź brzmi - Nie !!!. Nigdy nie marzyłem o takich dużych ciężarówkach. Możliwe, że teraz dużo osób czytających ten post, czytających na bieżąco mój blog, osoby które obserwują moją działalność w internecie powiedzą - To o co chodzi z tym gościem ? Nie marzył o ciężarówkach, nie marzył o byciu kierowcą a jeździ " Tirem " po europie i w dodatku nagrywa filmy i wszystko opisuje na swoim blogu ? Powoli, wszystko po kolei. Oczywiście, nie będę teraz opisywał mojego życia od pieluch, aż do pauzy na Shellu, gdzie teraz stoję. Napiszę kilka, moim zdaniem ważnych rzeczy, które dadzą odpowiedź na niektóre pytania.
W wieku dziewięciu lat pierwszy raz jechałem na motorowerze marki " Komar", który należał do mojego wujka. Posiadał biegi zmieniane na kierownicy. Muszę się przyznać, że wykradłem tego "komarka" ze stodoły, gdy wujek smacznie spał. Gdy miałem czternaście lat mój tata kupił mi motorower " Romet " z silnikiem czeskiej " Javki ". Trzy biegowa maszyna, która potrafiła jechać 60 km/h. W końcu lat osiemdziesiątych, to był bardzo przyzwoity wynik jak na nasze Polskie " komunistyczne " czasy. Oczywiście wcześniej piłowałem na różnych motorowerach pożyczanych od kolegów. Prawo jazdy kat.A i B zrobiłem w wieku siedemnastu lat. Wcześniej zaliczyłem trochę jazdy na motorach takich jak " Java" , " MZ " i "CZ". To były i są do tej pory nie zapomniane przeżycia. Pamiętam jakie uczucia wtedy mną targały, marzyłem o własnym motorze dniami i nocami. Spać nie mogłem. Za nim zrobiłem prawo jazdy kat.B, również trochę jeździłem samochodami. Oczywiście, narażałem się na mandaty i duże nie przyjemności, ale w wieku szesnastu czy siedemnastu lat nie myślałem o tym. Ważne było, aby jechać, czym kolwiek. aby tylko nie pedałować. Dajesz gaz i jedziesz, to był nasz cel, mój i moich kumpli z podwórka. W wieku dwudziestu lat kupiłem pierwszego " Malucha" i życie się toczyło. Nie zostałem kierowcą zawodowym od razu. Nawet po szkole podstawowej nie poszedłem do szkoły samochodowej, choć miałem takie plany i dosyć mocno się zastanawiałem. Jednak wybrałem szkołę górniczą, których w moim mieście nie brakowało. Pracowałem na kopalni i dalej jeździłem " maluchem ".


W tym czasie, moich dwóch kolegów z podwórka zaczynało jeździć " Tirami ". Wtedy mnie to specjalnie nie kręciło. Wolałem pracę na miejscu. Po jakimś czasie zmieniłem pracę i trafiłem do miejskich " wodociągów ", gdzie też nie od razu zostałem kierowcą. Przez kilka lat pracowałem jako monter instalacji wodociągowych i dopiero po kilku latach, zamieniłem torbę monterską na kierownicę. Zostałem kierowcą zawodowym w Jastrzębskim Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji S.A. Tak brzmi nazwa mojego pierwszego zakładu pracy, w którym pracowałem jako kierowca. Na początku jeździłem " Żukiem", potem dostałem nowego " Lublina ". tymi autami jeździłem na kategorii prawa jazdy " B ". W tym czasie ,a był to rok 2002 zrobiłem prawo jazdy kat. " C ". Później z " Lublina " przesiadłem się na Jelcza " Beczkę ", dokładniej mówiąc " samochód asenizacyjny " i woziłem ścieki. Pompowałem szamba, jeździłem po wszystkich oczyszczalniach w moim mieście. Znałem każdą ulicę na pamięć. Gdy byłem małym chłopcem, myślałem żeby zostać kierowcą taksówki, a gdy dorosłem zostałem kierowcą " szambiarki ". Dobre co ? Ale idziemy dalej.
Później, na kilka lat schowałem prawo jazdy kat. " C " do szafy i zająłem się prowadzeniem własnej działalności gospodarczej. Trwało to sześć lat. W między czasie zwolniłem się z "wodociągów ". W czasie gdy pracowałem we własnej firmie, razem z żoną Olą prowadziliśmy dwa bary, dwa sklepy z odzieżą oraz pizzerię. Oczywiście nie wszystko na raz, to wszystko było w różnych odstępach czasowych. Gdy zdecydowaliśmy się zrezygnować z własnej działalności wróciłem do zawodu kierowcy. Dorzuciłem do kategorii " C " kat. " E ", odnowiłem resztę uprawnień i bogatszy o doświadczenie życiowe, które zdobyłem dzięki moim wcześniejszym zajęciom, podjąłem pracę jako kierowca zastawu ciągnik siodłowy plus naczepa. Pierwszą firmą w jakiej pracowałem jako kierowca " Tira", była to firma z Mysłowic i jeździłem po Polsce. Zrobiłem tam dokładnie jedno kółko ze śląska nad morze i powrót. Szybko zrezygnowałem z pracy w tej firmie, gdy zobaczyłem w jaki sposób właściciel traktuje swoich kierowców.
Firma w której pracuję obecnie, jest moją pierwszą firmą w której jeżdżę po unii. Jestem bardzo zadowolony z pracy w tej firmie i obecnie nie planuję nic zmieniać. Pracuję tutaj już czternaście miesięcy lub jak powiedzą niektórzy, dopiero czternaście miesięcy.

W taki sposób, poznaliście w błyskawicznym skrócie moją drogę do " Zostania kierowcą Tira ". Nie marzyłem o tym od dziecka. Nie miałem taty kierowcy " Tira ". Nie mam ogromnego doświadczenia. Robiłem w życiu dużo innych mniej lub bardziej ciekawych rzeczy. Odnosiłem sukcesy i porażki. Były łzy szczęścia oraz jęk zawodu. Byłem raz na wozie, raz pod wozem. Raz z pieniędzmi, raz bez pieniędzy. Raz cieszyłem się dobrym zdrowiem, innym razem tego zdrowia było brak. Jak każdego człowieka na naszej Ziemi, spotykały mnie chwile dobre i złe. Zwycięstwa i porażki. Nie jestem nikim specjalnym, czy wyjątkowym, nikim kto dostał coś od życia za darmo. Na wszystko musiałem zapracować, ciężką pracą, przez którą nie raz traciłem zdrowie. Nie miałem bogatej rodziny, ani nie wygrałem w totolotka. Jestem zwykłym człowiekiem i w obecnej chwili jestem kierowcą " Tira ".

Cześć osób bardzo interesuje się ciężarówkami, piszą że marzą o tym od dziecka. Że nie widzą świata poza ciężarówkami. Inni są bardzo dumni ze swojego stażu za kierownicą, że jeżdżą już ponad piętnaście lub dwadzieścia lat. Mają teraz  trzydzieści pięć lat, inni prawie czterdzieści i w życiu nie robili nic innego, tylko od zawsze jeździli " Tirem ". Inni w komentarzach pisali, że " kierowca bez doświadczenia, uczy kierowców bez doświadczenia.  Inna osoba napisała, że " ma doświadczenia tyle co oranżada ważności ". itd.

O co chodzi z tym blogiem i filmami ? Wiadomościami na Twitterze i forum mlodytrucker.com. ? Po co to wszystko ? Przecież on dopiero zaczyna, dopiero się uczy, poznaje wszystko. Jakim prawem pisze i pokazuje to wszystko, jak są od niego kierowcy z większym doświadczeniem ?
Dużo pytań, jaka będzie odpowiedź ?

Praca kierowcy " Tira" nie jest moim całym życiem. Filmy i blog nie są moimi jedynymi zajęciami, które bardzo lubię robić.
Od dziecka interesowałem się grami komputerowymi, początkowo dostępnymi tylko w salonach gier. Od dziecka również interesowałem się komputerami. Moim pierwszym komputerem był Commodore, a o Amidze 500 tylko mogłem pomarzyć. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych, na rynku ukazały się pierwsze kamery VHS, od razu zacząłem się nimi interesować. Nie stać mnie było na kupno własnej kamery, więc czasami wypożyczałem z wypożyczalni i nagrywałem co popadnie.
Od dziecka byłem chłopakiem, który lubił pomagać innym. Oczywiście nie byłem " świętym aniołkiem ", często razem z kolegami z podwórka mieliśmy zwariowane pomysły, ale zawsze starałem się być uczciwy w stosunku do innych ludzi i pomagać innym, gdy była taka potrzeba.

Dzisiaj połączyłem te wszystkie zainteresowania. Samochody, komputery, nagrywanie filmów. Dzięki możliwością jakie daje nam internet, mogę również pomagać innym ludziom. To dzięki Wam kanał na YT się rozwija. Dzięki Wam, licznik na blogu idzie do góry, to Wy tworzycie forum Młody Trucker.
Wykorzystuję swoje zainteresowania, aby jakoś leciał czas na pauzach. Składam filmy, piszę posty, odpowiadam na pytania.
Gdy dostaję od Was odpowiedzi z podziękowaniami, to czuję się bardzo dobrze. Czuję, że w tych trudnych i ciężkich czasach w jakich przyszło nam żyć w naszej ojczyźnie, zrobiłem coś dobrego. Pomogłem komuś.

Oczywiście nie muszę tego robić. Nie muszę, ale chcę. Każdy może to robić. Każdy może znaleźć dla siebie zajęcie i każdy może pomagać innym. Każdy !

Jest jeszcze jedna sprawa, o której chcę napisać. Staram się pokazywać pracę kierowcy, tak jak ja ją widzę. Nie każdy musi się ze mną zgadzać. Zdaję sobie sprawę, że będą osoby, które na podstawie tego co pokaże w filmach i napiszę na blogu, wyrobią sobie zdanie na temat pracy kierowcy " Tira ". Staram się pokazywać i pisać obiektywnie i jak najbardziej zgodnie z realiami jakie mnie otaczają. Nie mam zamiaru nikogo wprowadzać w błąd, pokazując i pisząc nieprawdę. Praca kierowcy " Tira" jeżdżącego po Unii na przeżutach ma dużo plusów, ale również bardzo dużo minusów. Osoby, które chcą zostać kierowcami " Tira" i mieszkać w kabinie po trzy tygodnie z dala od rodziny, powinni być tego świadomi. Tą pracę należy co najmniej bardzo lubić lub ją pokochać.

środa, 5 grudnia 2012

Ostatnia trasa w tym roku rozpoczęta.


Ostatni tydzień gdy byłem w domu, spędziłem pod znakiem " czekania na ładunek ". No nie dosłownie "tylko czekania". robiłem również inne mniej lub bardziej ciekawe rzeczy. Z ostatniej trasy zjechałem dwudziestego trzeciego listopada i miałem taką cichą nadzieję, że zaraz po wekendzie pojadę w kolejną trasę, która trwała by do Świąt Bożego Narodzenia, czyli ponad trzy tygodnie. Jednak tak się nie stało. W tym czasie na bazie było kilku innych chłopaków, którzy pojechali przede mną. Gdy byłem w domu kilka razy pojechałem na bazę, aby przygotować mojego Mana do wyjazdu, tym bardziej, że miał być to pierwszy wyjazd w zimę. W telewizyjnych wiadomościach kilka razy dziennie słyszałem, że ma nadejść zima z mrozem oraz opadami śniegu. W ostatniej trasie miałem kłopoty z akumulatorami i trzeba było ten temat załatwić. Kilka razy potocznie mówiąc " brakło mi prądu w bateriach " i musiałem odpalać "Mańka" na kable. Nie miałem z tym większych problemów, ponieważ w większości inni kierowcy w takiej sytuacji są bardzo chętni do pomocy. "Maniek" dostał dobre, choć nie nowe "baterie" i teraz pali jak potrzeba.
Dlaczego tak bardzo zależało ci na szybszym wyjeździe i dłuższej trasie ? Czyż w domu z rodziną jest ci źle, że pchasz się do " budy ", na ponad trzy tygodnie ? Niech inni jadą, a ty pościemniaj trochę przed telewizorem lub komputerem - możliwe, że ktoś tak powie czytając to co napisałem.
Moi kochani, ileż można siedzieć w domu. Pamiętacie chyba, że przez chorobę siedziałem prawie dwa miesiące w domu. Praktycznie cały sierpień i wrzesień. W tym czasie "maniek" stał na bazie, mój szef nie zarabiał, a ja dostawałem tylko marną podstawę i to w dodatku nie całą. Z takich pieniędzy nie da się wyżyć, a tym bardziej utrzymać rodziny.  W dodatku, aby w Polsce szybko się wyleczyć, nie możemy liczyć na państwową służbę zdrowia, pomimo opłacanych składek, ponieważ dzisiaj kolejki do specjalistów są dłuższe niż kiedyś za czasów komuny,gdy to po kilka dni stało się za benzyną lub za papierem toaletowym. Wszystkie badania, które zrobiłem prywatnie w ciągu miesiąca, zapisując się na państwową kasę chorych trwały by ponad sześć miesięcy. W tym czasie siedział bym w domu, patrzył jak choroba się rozwija, słuchając do tego naszego rządu z premierem na czele, że jesteśmy " zieloną wyspą" w europie. ( I tutaj mój głośny śmiech w kabinie haha ). Tak więc nie czekając na to co oferowała mi nasza państwowa służba zdrowia, zacząłem się leczyć prywatnie wydając wcześniej masę ciężko zarobionych pieniędzy w międzynarodówce. I tutaj doszliśmy do tego, dlaczego tak bardzo chcę dużo jeździć.

Odpowiedź jest prosta. Nie " drajwujesz " twój szef nie zarabia. Twój szef nie zarabia. Ty też nie zarabiasz. Proste jak konstrukcja cepa. Fajnie się siedzi w ciepłym domku z rodziną, ale co z pracą i zarabianiem na życie. A życie w naszym kraju jest coraz droższe. Ceny jak w unii, a zarobki .... Należy pamiętać, że kierowca zarabia jak jeździ, jak nie jeździ to dostaje marną podstawę, w moim przypadku najniższą krajową. I tutaj za wysokość najniższej krajowej, również mogę podziękować naszemu rządowi. Dziękuję.
Więc tak wygląda praca kierowcy. Kierowca jest po to aby jeździł. Jak najwięcej. Dla dobra firmy oraz swojego. Dla mnie to jest proste i oczywiste. Niestety czasami zdarzają się sytuacje od nas nie zależne, chociaż by takie jak choroba. Mówi się, że "choroba nie wybiera " i tutaj z tym powiedzeniem się zgodzę. Jest jeszcze druga sprawa, dlaczego kierowca siedzi w domu i nie jedzie w trasę. Kryzys, który odczuwają firmy transportowe oraz zbliżający się koniec roku. Jest mniej dobrych ładunków, piszę "dobrych" bo nie sztuka brać co popadnie i jeździć po kosztach lub co gorsze dokładać do interesu. Tak więc postawiłem sobie za cel, aby odrobić jak najwięcej strat spowodowanych moją chorobą i związanym z tym postojem  moim i mojego " mańka ".  Mam tutaj na myśli straty moje oraz mojego szefa, który cierpliwie czekał, aż wrócę do pracy. Doceniam to i pamiętam o tym.
Dobrze, tyle o sprawach wsześniejszych. Teraz trochę o sprawach bieżących. Wczoraj dostałem telefon z firmy, że jest dla mnie ładunek na dzisiaj. Bardzo się ucieszyłem, bo przecież idą święta, choinka, prezenty itd. I znów muszę wrócić do pieniędzy. Nic na to nie poradzę, że cały świat kręci się w okół tego magicznego słowa. Pieniądz. Wszystko co nas otacza, kosztuje. Są wyjątki jak miłość czy przyjaźń, tego nie da się kupić za pieniądze. Ale nie będę o tym pisał w tym poście, ponieważ to nie jest temat tego posta. Więc wszystko kosztuje, z małymi wyjątkami. Praca kierowcy może być tylko pracą lub czymś więcej, można jej nie lubieć lub ją kochać, można ją wykonywać tak, aby po najmniejszej lini oporu zrobić swoje i zjechać do domu. A można ją wykonywać z pasją i dawać od siebie więcej niż od nas oczekują bawiąc się przy tym bardzo dobrze. Wszystko zależy od nas samych. Jednak każdy kierowca , czy ten któremu ciągnie się czas w trasie i nudzi go większość zajęć i obowiązków, które musi wykonać będąc w trasie ( pracy ), czy ten, który robi wszystko z uśmiechem i zapałem, każdy z nich robi to aby zarobić pieniądze. Nie słyszałem o takiej osobie, która pracuje i nie chce za to wynagrodzenia, które jej się z tą pracę należy. Obojętnie jaki to jest zawód. Kierowca, piekarz, lekarz, aktor itd....

Zgodzicie się chyba ze mną ? Dziwne by to było, gdy by kierowca był zdrowy, nie było by żadnych przeciwskazań do tego aby jechał w trasę, a on by chciał tylko siedzieć w domu i cieszył by się ,że nie ma ładunku.
Ja bardzo się cieszę, że jestem w kolejnej trasie. Że mogę zarobić pieniądze na utrzymanie rodziny i dbam o siebie jak tylko potrafię, aby nie dopadła mnie jakaś kolejna choroba, przez którą nie mógł bym spokojnie pracować. Cieszę się na myśl o nadchodzących świętach Bożego Narodzenia, które spędzę razem ze swoją rodziną. Mam porównanie, być chorym i nie móc pracować, a być zdrowym, sprawnym i gotowym do pracy. Praca jest czymś wspaniałym, jeżeli pomyślimy o tym, że nie moglibyśmy pracować np. z powodu ciężkiej przewlekłej choroby.
Jeżeli mialbym takie prawo, aby Wam coś poradzić, to poradziłbym Wam abyście dbali o siebie, dbali o swoje zdrowie. Osobiście dbam o siebie i swoje zdrowie każdego dnia. Całkiem inaczej podchodzę do tych spraw niż kiedyś. Bardziej poważniej, myślę o swoim zdrowiu i o tym z czym się wiąże jego utrata. Nie mamy zdrowia, nie możemy pracować. Traci na tym cała nasza rodzina.




"Życie w trasie" na Twitterze.
Od wczoraj ( 04.12.2012 ), Kdtruck - " Życie w trasie ", pojawiło się na Twitterze.
Nie zawsze mam czas, aby na bieżąco pisać posty, lub wrzucać filmy z tras. To samo dotyczy się zdjęć na Fan Page "Życie w Trasie". Dzięki "Twitter - owi", będziecie mogli śledzić na bieżąco co się u mnie dzieje, co robię obecnie w trasie itd. Będę wrzucał krótkie informacje "Tweety" dzięki którymi będziecie na bieżąco. Myślę, że nie będę miał problemu ze znalezieniem kilku minut dziennie, na pisanie "na Twitterze". Dodatkowo po nowym roku, będę organizował mobilny internet we francji, tak że będę miał internet podczas całej trasy, a nie jak jest do tej pory, tylko gdy jestem w Niemczech.
Zapraszam Was do obserwowania również "Życie w trasie" na Twitterze.


Kliknij poniżej :

piątek, 30 listopada 2012

Zmiana wyglądu bloga

Od jakiegoś czasu, zastanawiałem się nad zmianą wyglądu bloga. Chciałbym, aby blog miał jaśniejsze kolory i przy dłuższym czytaniu, kolory strony i tekstu nie męczyły oczu. Nie wiem jakie jest wasze zdanie, ale myślę, że jasne tło i ciemny tekst,jest łagodniejszy dla wzroku i mniej meczy oczy podczas dłuższego czytania. Narazie zrobiłem coś takiego, jednak chciałbym pozna Wasze zdanie, ponieważ to Wy jesteście czytelnikami bloga. Co sądzicie, czy tamten szablon był lepszy, czy może ten. Fakt jest taki, że jak za długo siedzę w jednym miejscu to strasznie mnie nosi i już muszę się przenieść gdzie indziej. Dlatego praca kierowcy mi bardzo odpowiada, ponieważ między innymi gwarantuje ciągłą zmianę miejsca i zajęć. Podobnie jest z szablonem na blogu. Gdy na niego patrzę, co jakiś czas nosi mnie aby go zmienić. Oczywiście nie będę tego robił co miesiąc, abyście wchodząc na bloga nie stwierdzili, że chyba przeglądarka pomyliła adres.Napiszcie w komentarzach, jakie jest Wasze zdanie.
Teraz idę do kuchni, robić kotlety schabowe. Ziemniaki już się ugotowały, jestem sam z Klaudią w domu. Ola jest w pracy, więc ja przejąłem rolę kucharza. Polubiłem gotowanie i to właśnie dzięki " Życiu w trasie ". Wcześniej czasami coś tam gotowałem, ale nie chciało mi się robic więcej niż smażenie kiełbasy,jajko sadzone czy frytki. Teraz chętniej gotuję coś innego. Ziemniaki, kotlet schabowy i surówka.
W trasę pojadę po niedzieli. Zestaw stoi na bazie i czeka na wyjazd. Słoiki z jedzeniem mam już przygotowane, tak że teraz tylko czekam na ładunek i jadę.Prawdopodobnie pojadę na trzy tygodnie, aż do Świąt Bożego Narodzenia. Później wolne aż do pierwszych dni Stycznia 2013.

czwartek, 29 listopada 2012

Otwarty laptop podczas jazdy ciężarówką

Otwarty laptop podczas jazdy, obojętnie czym jedziemy ciężarówką, busem czy samochodem osobowym. Jak to jest według prawa, można mieć otwarty laptop podczas jazdy czy nie można. A może pytanie powinno brzmieć - czy można używać laptopa podczas jazdy czy nie można go używać ?. Pytanie w których krajach można mieć otwartego laptopa i go używać podczas jazdy, a w których krajach nie można podczas jazdy ani używać, ani mieć otwartego laptopa. Nasuwa mi się kolejne pytanie - czy podczas jazdy ciężarówką można mieć położony, zamknięty laptop na półce, którą posiada prawie sto procent ciężarówek, czy należy mieć go schowany gdzieś w schowkach z daleka od rąk kierowcy lub w takim miejscu, aby ani kierowca go nie widział, ani kontrolujący policjant, gdy podczas kontroli będzie rozglądał się po naszej kabinie ?
Co jakiś czas w komentarzach pod moimi filmami pt."Życie w trasie", padają pytania dotyczące otwartego laptopa podczas jazdy. Myślę, że temat ten stał się troszkę kontrowersyjny i warty poświęcenia mu uwagi. Jedni z was pytają, czy można jeździć z otwartym laptopem, inni piszą wprost, żebym nie jeździł z otwartym laptopem ponieważ jego tata lub kolega dostał mandat właśnie za otwartego laptopa podczas jazdy ciężarówką. Zatem, czy przepisy są stworzone specjalnie dla ciężarówek, czy dla wszystkich pojazdów ?
Ostatnie wydarzenia, które były pokazane w serwisach informacyjnych w telewizji oraz na stronach internetowych, pokazywały przypadek kierowcy z Niemiec, który w swoim aucie osobowym, miał zainstalowane małe mobilne biuro. Małe mam na myśli małą kabinę samochodu, lecz jeżeli spojrzymy na sprzęt, który ów kierowca miał zainstalowany w swoim pojeździe, wówczas nie powiemy już "małe biuro" tylko "prawdziwe duże biuro". Wymienię tylko kila rzeczy, które ten kierowca posiadał w swoim samochodzie osobowym. Laptop, drukarka, przetwornice prądu, nawigacja gps, dwa telefony komórkowe na szybie, mnóstwo kabli itd. Na zdjęciu powyżej widać mobilne biuro tego kierowcy.
Dlaczego podaję ten przykład ? Jak przeczytałem na jednej ze stron internetowych, kierowca ten został zatrzymany przez niemiecką policję (źródło - Polizei Saarbrücken - Niemcy ) za przekroczenie prędkości. Na odcinku drogi z ograniczeniem prędkości do 100 km/h, jechał 130 km/h, czyli o 30 km/h za szybko. Oczywiście, policjanci byli zdziwieni tym co zobaczyli w środku tego samochodu, jednak na żadnej ze stron nie napisano, ani w telewizji nie powiedziano, jaki mandat dostał ten kierowca, właśnie za to "mobilne biuro".      Wiadomo, że dostał mandat 120 euro za przekroczenie prędkości oraz za źle zabezpieczony ładunek. Prawdo podobnie był to samochód osobowy z paką mogący przewozić towary. Na zdjęciu tego nie widać. W wiadomościach słyszałem, że za otwarty laptop i inne gadżety, nie dostał mandatu ponieważ policja nie była wstanie mu udowodnić, że używał tego sprzętu podczas jazdy.

Podałem ten przykład, aby móc go porównać z przykładami kierowców ciężarówek, którzy jeżdżą z otwartymi laptopami. Ja również jeżdżę z otwartym laptopem, lecz powiem szczerze, jeżdżę coraz mniej. Nie dlatego, że obawiam się o mandat, lecz dlatego, że znam już dużo głównych szlaków którymi jeżdżę ( autostrady oraz drogi krajowe). W miastach oraz podczas dojazdu do firm (załadunek,rozładunek) zawsze jadę z włączonym laptopem i załączoną mapą Auto Route 2011.
Osobiście miałem jedną kontrolę przez policję francuską i jedną kontrolę przez policję niemiecką. Żadna z wymienionych policji, nic mi nie powiedziała na temat otwartego laptopa podczas jazdy. Policja francuska zatrzymała mnie za wjazd na odcinek drogi z zakazem dla ciężarówek w tej godzinie, w której jechałem i za to przewinienie dostałem 22 euro mandatu, a policja niemiecka zatrzymała mnie na granicy polsko - niemieckiej do zwykłej kontroli drogowej ( dokumenty, tonaż ładunku, zabezpieczenie ładunku ). Z kontroli niemieckiej wyszedłem z taką samą grubością portfela jak prze kontrolą, czyli bez mandatu.
Zatem jak to jest z tym otwartym laptopem podczas jazdy ciężarówką ? Czy miałem szczęście ? Czy policjanci byli tak zajęci innymi sprawami, że nie zauważyli w mojej ciężarówce otwartego laptopa ? A może zauważyli, ale należeli do grupy "dobrych policjantów", czy po prostu nie ma takiego prawa, które mówiło by, że podczas jazdy nie mogę mieć otwartego laptopa. A może jest przepis, który mówi, że podczas jazdy nie mogę używać otwartego laptopa, a to już jest duża różnica.
Z tego co wiem, to w prawie polskim, nie ma takiego przepisu, który by zakazywał kierowcom mieć otwarty laptop i go używać. W innych krajach, podobno są takie przepisy, ale mówią, że nie można używać laptopa podczas jazdy. Przepisy nie zakazują mieć otwarty laptop. Jeżeli macie jakieś konkretne informacje na ten temat, poparte konkretnymi przepisami dotyczących różnych krajów to piszcie w komentarzach. Na pewno wielu czytelników skorzysta z Waszej wiedzy. Osobiście również chętnie skorzystam.
Post ten nie ma na celu promowania jazdy z otwartym laptopem, lecz wyjaśnić wątpliwości, które ma wielu kierowców. Można czy nie można ? Czy uda nam się wspólnie znaleźć odpowiedź, aby każdy kto chce jeździć z otwartym laptopem, mógł to robić nie obawiając się o mandat ? Nie wiem. Możliwe, że można jeździć z otwartym laptopem, ale nie można go używać podczas jazdy.

Jak wygląda sprawa w rzeczywistości. Bardzo dużo kierowców, z wielu krajów jeździ po unii z otwartymi laptopami. Jedni podczas jazdy mają załączone mapy, inni filmy, a jeszcze inni patrzą tylko na tapetę , którą mają ustawioną na monitorze.
Załóżmy, że nie można mieć otwartego laptopa podczas jazdy. Ale pytanie dlaczego ?
Dlatego że zasłania nam kilkadziesiąt centymetrów kwadratowych szyby, czy dlatego że rozprasza naszą uwagę ? Jeżeli chodzi o zasłanianie szyby, to zauważyłem, że niektórzy kierowcy mają na szybie tyle różnych gadżetów (proporczyki, wisiorki, maskotki, tablice oświetleniowe itp.). które zasłaniają dużo więcej powierzchni szyby, niż laptop o przekątnej monitora 13,4 cala. Jeżeli chodzi o rozpraszanie uwagi kierowcy, to zgodzę się, że oglądanie ciekawego filmu może rozpraszać uwagę kierowcy, a film z napisami to już całkowicie odpada, bo myślę, że na pewno będzie rozpraszał uwagę kierowcy. Gra w grę komputerową na laptopie podczas jazdy. to już moim zdaniem przegięcie i całkowicie odpada. Nie słyszałem do tej pory, żeby jakiś kierowca grał w grę podczas jazdy. Ale czy zerkanie na monitor z tapetą na której jest zdjęcie naszej ukochanej rodziny, lub na punkt gps z pozycją naszej ciężarówki, rozprasza tak uwagę, że nie można tego robić podczas jazdy. Tutaj będę bronił swojego stanowiska, że te dwie ostatnie czynności nie rozpraszają uwagi kierowcy, bynajmniej mojej. Ciekawe jest to, że praktycznie w każdym nowym lepiej wyposażonym samochodzie osobowym jak również ciężarowym, montuje się dosyć duże monitory ( wyświetlacze) na których wyświetla się obsługę radia, mapy gps , oraz możliwość oglądania plików z urządzeń przenośnych (pendrive) czyli filmów i to podczas jazdy. Więc jak to jest ? Czy przepisy są tworzone dla wszystkich pojazdów takie same, czy dla kierowców samochodów ciężarowych inne ? Czy szukanie interesującej nas stacji radiowej jest dozwolone podczas jazdy, czy mamy obowiązek zjechać na parking ? A jeżeli nie można tego robić podczas jazdy, to ilu kierowców wszystkich pojazdów, zjeżdża na parking w celu zmiany fal stacji radiowej ? Spotkałem się z nawigacją MioMap, która podczas załączenia informuje kierowcę, że podczas jazdy nie można obsługiwać nawigacji, ale nic nie mówiła że nie można na nią zerkać. Więc jak to jest z tym zerkaniem na mapę, którą mamy na laptopie podczas jazdy. A może można zerkać, ale nie można jej obsługiwać. Obsługiwać, czyli zmieniać trasy, oddalać lub przybliżać ? Zostawiam Was z tymi przykładami, z tymi pytaniami, może znacie konkretne odpowiedzi poparte przepisami. Przepisami, nie tym co mówił przysłowiowy Kowalski. Ja osobiście będę jeździł z otwartym laptopem i korzystał z mapy AutoRoute podczas jazdy. Jeżeli okaże się, że jest to zabronione, wtedy będę podejmował jakieś decyzje. Myślałem już o tym, aby podczas jazdy trzymać laptopa z boku na jakimś specjalnie do tego przygotowanym stoliku czy stojaku. Narazie jednak nic nie zmieniam


Mapa Auto Route 2011
Dlaczego używasz tej mapy ? Dlaczego nie papierowej ? Boisz się,że się zgubisz ? Nie trafisz do domu ?
Kiedyś nie było laptopów.gps-ów i też kierowcy jeździli. Mieli tylko mapy papierowe. Takie pytania i komentarze czasami pojawiają się pod moimi filmami. Co odpowiem ?
Tak, kiedyś też żyli bez telewizorów i internetu, bez światła i samochodów. Świat idzie do przodu. Albo idziemy razem z nim i korzystamy z wynalazków albo stoimy w miejscu i nie korzystamy z nich. Wybór należy do każdego z nas. Nie boje się, że się zgubię, ani że nie trafię do domu. Mapy papierowe mam zawsze ze sobą w trasie, ale ich prawie wcale nie używam. Praktycznie wcale, są jak nowe. Za to widziałem jak niektórzy kierowcy podczas jazdy trzymają na kierownicy, starą, rozsypującą się mapę i  próbują znaleźć drogę do swojego celu. Czy takie działanie nie jest zabronione ? Czy nie rozprasza uwagi kierowcy ? Moim zdaniem rozprasza, a jednak niektórzy kierowcy tak robią. Są dumni z faktu, że ich mapa ma kilka lub kilkanaście lat, ale co z tego skoro jest nie aktualna. Podczas jazdy trzyma ją na kierownicy i szuka drogi, której w niej nie ma, lub jedzie starą drogą bo o nowej się nie dowiedział ze swojej "porządnej" starej mapy. Ale jeżeli, ktoś tak chce robić, to mi nic do tego dopóki nie stwarza zagrożenia dla innych użytkowników drogi, tym że jest rozproszony. Oczywiście, w starej mapie nie znalazł odpowiedzi na swoje pytania, więc bierze do ręki CB- radio i pyta "mobilków" jak dojechać tu czy tu. Później jedzie w dane miejsce, szuka adresu, marnuje paliwo i czas jazdy, aż w końcu po ciężkim dniu pracy, wjeżdża na parking i musi opisać wydruk z tacho, bo przejechał więcej niż dziewięć czy dziesięć godzin. "Przegiął tacho" właśnie o te piętnaście czy dwadzieścia minut, które zmarnował na szukaniu adresu , którego nie było w jego porządnej "starej" mapie.
Nie mówię, że tak robią wszyscy kierowcy, bo większość używa nawigacji gps. Tylko ilu z nich aktualizuje te nawigację na bierząco ? Drogi się rozbudowują, powstają nowe strefy przemysłowe i bez aktualnych map i nawigacji będzie się zdarzało, że będzie problem szybko znaleźć nasz adres i naszą firmę do której jedziemy na rozładunek lub załadunek.


Moim celem zawsze jest dojechać  do celu jak najszybciej i jak najtaniej. Bez zbędnego szukania, denerwowania się, marnowania drogiego paliwa i cennych minut z czasu jazdy kierowcy.

Mapa elektroniczna jest dużo szybsza. Posiada wyszukiwarkę miejscowości, ulicy, nr.domu. Szybciej obliczy nam odległość z punktu "A" do punktu "B". Szybko możemy poszukać tańszej drogi przejazdu uwzględniając nie płatne odcinki autostrad i dróg krajowych ( landówek lub najconalek ). Szybko możemy poszukać drogi alternatywnej na wypadek korka lub objazdu. Szybko możemy poszukać interesujące nas parkingi i stacje paliw. Możemy przybliżać i oddalać interesujące nas części mapy, części miast. Oczywiście to wszystko powinniśmy robić podczas postoju na parkingu. Jednak jeżeli ktoś będzie robił te czynności podczas jazdy, będzie używał (obsługiwał ) gps lub mapę na laptopie, tym samym będzie rozpraszał swoją uwagę i zostanie zauważony przez policję, może narazić się na mandat. Róbmy wszystko z głową.

Fakt jest taki, że czasami podczas jazdy muszę obsłużyć gps, przybliżyć lub oddalić mapę na laptopie, ale robię to tak, aby nie rozpraszać swojej uwagi. Skupiam się na jeździe i szybko robię to co potrzebuję. Jednak gdy zachodzi potrzeba większych zmian na gps lub mapie podczas jazdy, zawsze zjeżdżam na najbliższy parking i wykonuję niezbędne czynności. Kilka minut poświęconych na korektę wytyczonych tras, nie przeszkadza mi w dotarciu do celu na czas, ponieważ dobrze przygotowana i wytyczona trasa gwarantuje szybkie i bezbłędne dotarcie do celu na wyznaczony czas, bez zbędnego szukania, marnowania czasu pracy, czasu jazdy oraz paliwa.

wtorek, 20 listopada 2012

Francja - Mc'Donalds - Darmowe WiFi

Co mogę teraz robić, będąc po zakupach we Francuskim E'Leclerc - u ? No jasne, zajadam się bagietką. Z tego co zdążyłem za obserwować, to francuzom można by zakazać jazdy autem, latania samolotami czy palenia papierosów, ale nie zakazać jedzenia bagietki. Myślę, że gdyby do tego doszło wybuchła by tutaj wojna domowa. No oczywiście, że żartuję, ale tutaj bagietka to podstawowe pieczywo w każdym sklepie. W dużym centrum handlowym w mieście lub w małym sklepiku gdzieś na prowincji - bagietka to podstawa. Ale starczy już o bagietkach. Jestem w trasie ponad dwa tygodnie. Trasa przebiega bardzo dobrze. Ładunki dostarczone zawsze na czas. Przybyły mi tylko cztery nowe dziury w plandece w wyniku pocięcia przez nieznanych sprawców. Paliwo całe, wszystko co zatankowałem to wyjeździłem. Tym razem jak do tej pory nie okradziono mnie ani z ładunku ani z paliwa. Piszę to i się śmieję sam do siebie. Fajnie wygląda ta truckerka w europie. Człowiek się cieszy, że go nie okradli. Mam dużą satysfakcję, gdy dowiozę ładunek na czas, ale powoli zaczynam mieć więcej radości z każdej kolejnej spokojnej nocy, gdy wstaję i wszystko co miałem poprzedniego dnia jest w takim samym stanie rankiem. Paliwo na swoim miejscu i plandeka bez dziur. Przyzwyczaiłem się to tego, że tutaj tak jest a w szczególności we Francji i nie staram się za bardzo zawracać sobie tym głowy. Po prostu mówię sobie tak - Co ma być to będzie i idę spać.


Oczywiście zawsze staram się stać swoją ciężarówką w jak najbezpieczniejszych miejscach, ale to wcale nie daje stu procentowej gwarancji, że nic się nie wydarzy z tych rzeczy o których piszę.
Dobra, teraz pozytywne sprawy. W tej pracy jest bardzo dużo pozytywnych i ciekawych rzeczy, nie tylko kradzieże i pocięcia. Jedną z nich jest darmowe WiFi, które można znaleźc we Francji w Mc'Donalds. Właśnie stoję pod Mc'Donalds i zupełnie za darmo korzystam z internetu. Dobre co ?
Też tak myślę. Ale jak się tutaj znalazłem ? Dobre pytanie. Więc po kolei.
Wczoraj po rozładunku szukałem miejsca, gdzie mógłbym w spokoju i bezpiecznie czekać na kolejny ładunek, bądź spędzić noc, gdybym tego ładunku nie dostał. Ładunku nie dostałem, więc czekała mnie noc w miejscy ostatniego rozładunku. Miejsce znalazłem, była to zatoczka przy drodze głównej w kierunku Dreux zaraz przy strefie przemysłowej na której miałem rozładunek. Nie było to moje wymarzone miejsce, no ale cóż. Stoje tutaj i już. Pauza do jutra i dalej czekam na ładunek. Noc minęła spokojnie, po godzinie dwudziestej trzeciej ruch na drodze zmniejszył się praktycznie do zera i można było bez bujania kabiną spokojnie zasnąć. Rano pobudka o godzinie siódmej i oczekiwanie na ładunek. Zbliżała się godzina pietnasta trzydzieści, gdy w telefonie zabrzmial dźwiek oznajmiający przyjście wiadomości sms. Jest ładunek, ucieszyłem się, gdy zobaczyłem od kogo jest wiadomość i przeczytałem tresć. Super ! To lubię, lubię jak mam ładunek i jadę. Po to tutaj jestem . Załadunek, jazda, rozładunek. Załadunek, jazda, rozładunek. Przejazd sto dwanaście kilometrów w okolice Orleans. Cały czas drogami krajowymi czyli nacjonalkami. Pasuje. Odpalam silnik i śmigam. Dzisiaj przejazd na miejsce lub w pobliże, wszystko zależy gdzie będzie miejsce dla mojej ciężarówki. Czasami zdarza się, że jest parking przy firmie i można na nim spędzić noc, a czasami podjedzie się pod samą firmę i tego parkingu nie ma. Tak było w tym przypadku. Pod firmą parkingu nie było. Jednak jadąc do celu, zawsze podrodze przez kilkanaście kilometrów wypatruję gdzie w razie czego mógłbym się wrócić i zrobić pauzę do nastepnego dnia. Tym razem było tak samo. Podrodze było dużo zatoczek na dwie lub trzy ciężarówki. Postanowiłem podjechać pod samą firmę.
- Jak nie pod firmą, to gdzieś na strefie znajdę odpowiednie miejsce - taki małem plan.
Niecałe pięćset metrów przed celem, mijałem Mc"Donalds i widziałem, że zaraz obok stoi jedna ciężarówka, a za nią są wolne miejsca.

- Więc jak nie pod formą to pod Mc'Donalds - stwierdziłem z uśmiechem.Pod firmą nie było parkingu, więc wróciłem się kawałek i stoję pod Mc'Donalds w dodatku z darmowym internetem.
Tak jest w tej pracy, nigdy nie wiadomo co się wydarzy w mieście do którego jadę. Jakie niespodzianki mnie spotkają. Czasam przykre, a czasami przyjemne. Tutaj, gdzie jestem teraz można powiedzieć, że jest Full Wypas. Sklep E'Leclerc, duży gdzie zrobiłem zakupy. Niestety, muszę stwierdzić, że cenami to już Polska prawie dogoniła Uniie. A zarobkami to wiemy jak to wygląda. Paliwo i spożywka jest w podobnych cenach. Jest tutaj minimalnie drożej, ale bez wachania kupiłem pomidory czy żółty ser. U góry możecie zobaczyć rachunek. Po kolei :
- Żółty ser 200 g - coś takiego jak u nas Hohland 0,98 euro
- pomidory - kg 1,73 euro
- Chleb bardzo duży ,świeży, krojony 2 kg - 2,10 euro
- bagietki - zwykły rozmiar - 0,33 euro
- bagietka - wiekszy rozmiar - 0,58 euro

W sumie wydałem 5,17 euro. Dwadzieścia złotych, Jak w Polsce, no ale, właśnie jest ale. Gdzie nasze zarobki do tutejszych. Dobra, tyle polityki.
Podjechałem pod Mc'Donalds i ku mojemu zdziwieniu próba połaczenia z siecią Mc'Donalds zakończona sukcesem. Bez kodów, bez kosztów. Rewelacja !!!. Gdy będę w tym rejonie, napewno tutaj będę zaglądał. Tyle w tym szybkim poście. Nie spodziewałem się, że będę miał dzisiaj internet. Pytałem w E'Leclerc czy mają w sprzedaży internet bezprzewodowy z sieci SFR, ale niestety nie mają. Mam już na celowniku kilka punktów z tej sieci, gdzie będę mógł kupić internet bezprzewodowy. Tak ,że już nie długo będę miał swój net na terenie Francji. Jutro pobudka o godzinie piątej trzydzieści i punkt siódma melduję się w firmą na załadunek. Nie wiem co będe ładował, wiem narazie tyle, że polecę z tym do Manheim w Niemczech.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Gotowanie w trasie

Dostaję dużo pytań, na temat kuchenki na kartusze z gazem, którą używam do gotowania gdy jestem w trasie.  Czy jest wydajna, na ile starcza jeden kartusz, dlaczego używasz kuchenkę na kartusze, a nie butle z gazem. W tym poście postaram się odpowiedziec na te pytania. Zacznę jednak od innego tematu, który również związany jest z gotowaniem w trasie. A mianowicie, gdzie kierowcy gotują i gdzie trzymają swoją kuchenkę lub butlę. Każdy kierowca opracował swój własny sposób przygotowywania ciepłych posiłków. Sposób jak i miejsce do tego. Nie wszyscy kierowcy, gotują w kabinach. Są tacy, którzy cały rok gotują na zewnątrz, na dworze po za kabiną swojej ciężarówki. Jedni używają do tego takiej kuchenki na kartusze jaką ja używam, a inni zwykłą butlę turystyczną. Wybór należy do kierowcy. Ja zdecydowałem się na kuchenkę na kartusze, która mieści się w małej, plastikowej walizce, która była w zestawie razem z kuchenką. Taką kuchenkę w walizce, spokojnie można trzymać w kabinie. Jest małych rozmiarów i w moim przypadku trzymam ją obok lodówki. W ten sposób, gdy jej nie używam, nie zajmuje mi miejsca w kabinie. W Manie, którym jeżdżę, obok lodówki od strony fotela pasażera jest miejsca w sam raz na taką małą walizkę. Niektórzy kierowcy trzymają swoją kuchenkę lub butlę w różnych miejscach w ciężarówce. Najczęściej to kabina, boczne schowki w kabinie otwierane z zewnątrz lub po prostu w paleciarze zamiast palet. Jedni gotują tak jak ja w kabinie, a inni na dworze przed ciężarówką lub z boku naczepy zaraz przy paleciarze.Co jest lepsze kuchenka czy butla ? Nie odpowiem Wam na to pytanie. Dla jednych butla, a dla innych kuchenka. Na jednym i drugim spokojnie w trasie da się gotować.
Mi osobiście odpowiada kuchenka. Walizka zajmuje mało miejsca, szybko mogę ją rozłożyć, gotować i szybko złożyć.
Kartusze są bardzo wydajne i moim zdaniem nie drogie. Cena jednego kartusza wynosi ok.3,90 zł. Cały zestaw razem z kartuszami można kupić na Allegro. Jeżeli chodzi o wydajność kartuszy, na ile starczają, to powiem tak. Wszystko zależy ile się gotuje. Również gaz w butli zużywa się w ilości zależnej od używania. W tygodniu, gdy jest więcej jazdy i kończy się o różnych porach, nie zawsze mam ochotę na bawienie się w kucharza. Nie zawsze mi się chce gotować ziemniaki, smarzyć kiełbasę z cebulką czy przygotowywać jeszcze jakieś inne dania wymagające dłuższego gotowania co wiąże się z większym zużyciem gazu. W trasie zawsze mam ze sobą większą ilość kartuszy. Jeżeli chodzi o jakość gazu w kartuszach, które używam, to powiem szczerze, że jest wysokiej jakości. Bardzo szybko wszystko się gotuje. Osobiście jestem bardzo zadowolony z tej kuchenki i nie planuje jej zamieniać na butlę. Widziałem również na Allegro, że są kuchenki, które można za pomocą gumowego węża połączyć z butlą, którą można wykorzystać jako źródło gazu, zastępując tym samym kartusze. Jeżeli mamy na tyle miejsca, można taką butlę wozić jako zapas, gdyby skończyły się nam kartusze w trasie i wtedy ją podłączać. Jak widzicie, możliwości jest bardzo dużo, wystarczy trochę chęci i pomysłowości. Mam nadzieję, że dość obszernie opisałem ten temat, jednak jeżeli coś pominąłem i będziecie mieli jeszcze jakieś pytania to piszcie w komentarzach, chętnie na nie odpowiem.

piątek, 9 listopada 2012

KDtruck vs. Kierowcy osobówek

Ciężarówki kontra osobówki. Tytuł posta i filmu "KDtruck vs. Kierowcy osobówek", nie jest napisany przeciwko tym drugim. Szanuję kierowców samochodów osobowych, bo przecież sam jestem kierowcą osobówki gdy nie jestem w trasie i jadę swoim małym czterokołowcem. Prawie sto procent kierowców "dużych" jest również kierowcami "małych" aut. Więc o co chodzi z tym KD kontra Osobówki ? Gdy jestem w trasie i jadę prowadząc mój czterdziesto tonowy zestaw, bacznie obserwuję co dzieje się dookoła mnie, co robią inni uczestnicy ruchu drogowego, inni kierowcy dużych, wielkich, ciężkich zestawów oraz jak zachowują się kierowcy samochodów osobowych, którzy bardzo często wjeżdżają przede mnie na centymetry tak jak by mnie wcale nie było na drodze, albo jak bym był z miękkiej gąbeczki, nie obawiając się wcale o swoje świecące, wypicowane bardzo często piękne samochody osobowe. W Niemczech jest bardzo dużo pięknych Mercedesów, Audi, BMW, VW  itd. Jednak niektórzy kierowcy zachowują się, jakby byli nie zniszczalni w swoich malutkich i leciutkich samochodzikach, jeżeli porównamy je gabarytami i masą do mojego zestawu. Man i naczepa Krone.Moja całkowita masa, gdy jestem załadowany na maxa równa jest czterdzieści ton. Czterdzieści bardzo ciężkich i długo hamujących ton. Czterdzieści ton miażdżących wszystko co stanie mi na drodze. Czterdzieści ton, które z samochodu osobowego potrafi zrobić kawałek poskręcanego metalu. A jeżeli w środku są pasażerowie, to w zderzeniu z czterdziesto tonowym zestawem, pozostaje jedynie się za nich modlić.
Większość kierowców samochodów osobowych, jeździ bardzo dobrze i bezpiecznie. Zdają sobie sprawę co może się stać, gdy zderzą się z samochodem ciężarowym. Bardzo dużo kierowców samochodów osobowych szanuje naszą pracę, często pomogą, gdy jestem zmuszony zawrócić gdzieś na skrzyżowaniu, wpuszczą przed siebie gdy zbliżam się do zwężki na autostradzie i ogólnie mówiąc współpraca z kierowcami samochodów osobowych układa się bardzo dobrze.Są jednak wyjątki. Jak wszędzie są "czarne owce". Również czasami można spotkać "debila", za kierownicą osobówki. Ostatnio miałem okazję spotkać kilku i zobaczyć na własne oczy do czego zdolni są niektórzy kierowcy "osobówek". Kilka scen udało mi się nagrać i w ten o to sposób wpadłem na pomysł, aby posklejać te sceny w jeden film i wrzucić na mój kanał YT.


Film oraz post zrobiłem z pewnym przesłaniem. Pragnę pokazać i powiedzieć wszystkim kierowcom samochodów osobowych, aby zastanowili się zanim będzie zapóźno, co może się stać, gdy będą próbowali "drażnić" czterdziesto tonowego "rekina". Na filmie jest jedna taka scena, gdy kierowca malutkiego opla Tigry, wpada przedemnie i wciska "hample" i bardzo szybko zwalnia. Mój zestaw, jednak nie zwalnia tak szybko jak malutki Opel Tigra. Całą sytuację opisałem w scenie nr.2.
Jest takie powiedzenie.
Kierowco siadając za kierownicę włącz myślenie.





KDtruck vs Kierowcy Osobówek




Scena nr.1
Francja.
Nie pamiętam dokładnie numeru autostrady. Jechałem na rozładunek i od ponad czterdziestu minut jechałem w korku posówając się bardzo powoli. W korkach należy szczególnie zwracać uwagę, na niektóre osobówki, które za wszelką cenę chcą być szybsze od korka i wciskają się w każdą wolną przestrzeń, która tworzy się na autostradzie. Jadąc w korku, trzymam bezpieczny odstęp od poprzedzającej mnie osobówki, a tu nagle niewiadomo z kąd, wciska się osobówka i daje po hamulcach, aby nie uderzyć w samochód przed sobą. W tym momencie kierowca osobówki nie myśli o tym, co ma zrobić kierowca ciężarówki. Z bezpiecznej odległości, którą kierowca ciężarówki trzymał celowo, robi się odległość bardzo mała i bardzo niebezpieczna. Oczywiście taki "nagły skok osobówki", może zdarzyć się z każdej strony. Z lewej lub prawej. Więc po takim "skoku"osobówki, robię kolejny bezpieczny odstęp, by po chwili znów zobaczyć, jak kolejny "mądry kierowca osobówki", wykorzystał kilka mertów wolnej autostrady i z prędkością konika polnego wykonał "skok" przedemnie, nie myśląc co może się zdarzyć, gdy kierowca ciężarówki nie zdąży wyhamować i sprasuje jego piękny tył samochodu.
Wracając do sceny. Znajdowałem sie w rejonie Paryża w miejscu, gdzie zbiegały się dwie autostrady. W tym miejscu było conajmniej sześć pasów. Na filmie jest cztery, ale cała akcja rozegrała się wcześniej, gdy tych pasów było conajmniej sześć. Jechałem spokojnie i przed sobą, na pasie obok zauważyłem dwóch bardzo ciekawie jadących kierowców osobówek. Pierwszy jechał dosyć wolno, a drugi jadący za nim, siedział mu na "zderzaku" i jak szalony mrugał długimi światłami, chcąc zmusić, kolegę do szybszę jazdy. Ten pierwszy, widząc mruganie długimi światłami kolegi z tyłu, po złości wcisnął pedał hamulca, omały włos nie doprowadzając do kolizji. Reakcja gościa z tyłu, była natychmiastowa. Jechał jeszcze bliżej "zderzaka", kolegi z przodu i jeszcze szybciej mrugał długimi. I co się wkońcu stało ? Jak myślicie ?. No właśnie. Pierwszy, który się bardzo zdenerwował mrugającymi światłami kolegi "debila" z tyłu, nacisnął pedał hamulca jeszcze mocniej i ..... Bum !!!! Zderzyli się. Na środku ruchliwej autostrady. Gdy ich mijałem,właśnie wychodzili ze swoich "fur" i zaczynali machać rękami, kłócąc się, który z nich jest wiekszym "debilem", bo bezwątpienia "debilami" byli obydwaj. Co ciekawe, w tym samym czasie, na autostradzie zrobilo się trochę "luźniej" i ten kierman z tyłu spokojnie mógł wyprzedzić kolegę z przodu, ale on wolał siedzieć mu na zderzaku i drażnić go długimi światłami.

Scena nr.2
Niemcy
Tutaj goście z osobówek, a było ich dwóch moim zdaniem zdobyli mistrzostwo świata w dyscyplinie "Debil w osobówce". Cała akcja zaczęła się nagle i całkiem dla mnie niespodziewanie. W scenie wyciąłem kilknaście przekleństw, bo szczerze mówiąc zdarzyło mi się pierwszy raz tak klnąć za kółkiem i w dodatku to nagrywać.Co się stało ? Odpowiadam.
Od dłuższego czasu, jechałem za ciężarówką. Spokojnie, jakieś 80 km/h czasami 85 km/h. Nie mogłem tej ciężarówki wyprzedzić, ponieważ był zakaz wyprzedzania. Gdy zakaz się skończył, upewniłem się, że mogę bezpiecznie zacząć wyprzedzać jadącą przedemną ciężarówkę, włączyłem kierunkowskaz i zacząłem manewr wyprzedzania. Gdy byłem już w połowie wyprzedzanej ciężarówki, nagle za mną pojawił się kierowca osobówki, który uważał, że kierowca ciężarówki nie ma prawa wyprzedzać innego pojazdu na autostradzie. Siedział mi na zderzaku i jak szalony mrugał długimi.
- Mruga to niech mruga - pomyślałem.
- Nie pierwszy i ostatni, który mruga. Pomruga i przestanie.
Ale nie ten. Ten wymyślił coś zupełnie nie oczekiwanego. Coś co widziałem pierwszy raz.
Gdy byłem na równo z wyprzedzaną ciężarówką, kierowca osobówki wykorzystując pas rozbiegowy, który był po mojej prawej stronie, wyprzedził nas dwóch, wjechał na mój pas i zaczął zwalniać z prędkości 90 km/h do prawie 60 km/h i jechał z tą prędkością. Oczywiście ja również musiałem zwolnić, zamiast wyprzedzić ciężarówkę jadącą przedemną. Przyhamowałem i schowałem się spowrotem za nią. Wszystko działo się bardzo szybko i najciekawsze jest to co działo się później. Na filmie, pokazany jest drugi kierowca. Kierowca Opla Tigry. Gdy ten pierwszy kierowca osobówki, wjechał przedemnie i zaczął gwałtownie hamować, za mną znajdował się kierowca Opla i niczego nie był świadomy. Nie wiedział dlaczego nagle podczas wyprzedzania , zacząłem gwałtownie hamować. Nie wiedział, że przedemną jedzie "debil" w osobówce, który nie pozwala mi dokończyć manewru wyprzedzania. Gdy zwolniłem i spowrotem wjechałem za ciężarówkę, którą wcześniej wyprzedzałem, nagle przedemnie wskoczył bardzo zdenerwowany kierowca Opla i depnął po "hamulcach". Wcześniej jechał za mną, mrugał długimi, a teraz postanowił mi pokazać, kto rządzi na autostradzie. Nie mogłem go wyprzedzić, ponieważ znajdowaliśmy się na odcinku autostrady, gdzie obowiązywał mnie zakaz wyprzedzania innych pojazdów. Więc on zwalniał do 60 km/h, a ja klnąc na całego robiłem to samo. Przyspieszył do 80 km/h i znów zwalniał do 60 km/h. Pierwszy raz zdarzyła mi się taka akcja z dwoma osobówkami na raz. Widząc, że ten nie chce odpuścić, zwolniłem do 40km/h i tak jechałem. Po jakimś czasie, znudziło mu się jechać tak wolno i przyśpieszył. Zastanawiałem sie, czy pokazać Wam tą sceną, bo takie wiązanki tam puściłem, że hej. Postanowiłem ją trochę ocenzurować.

Scena nr.3
Francja
Tutaj, bez mojej obecności. Jakaś osobówka wypadła z drogi. Przecieła rów i zatrzymała się w polu.

Scena nr.4
Niemcy
Od dłuższego czasu jechałem bardzo wolno. Na autostradzie znajdowały się dwa pasy ruchu. Piątkowe popołudnie, gwarantowało korki. Jechałem, jak zawsze, spokojnie, uważnie patrzałem przedsiebie, aby nie wjechać w jakiś pojazd znajdujący się przedemną. Jak zawsze zwracałem uwagę na znajdujące się poniżej samochody osobowe. Dojechałem do mniejsca, gdzie po prawej stronie miałem pas rozbiegowy innej drogi, która łączyła się z autostradą. Na takie pasy rozbiegowe należy zwracać uwagę, a w szczególności, gdy jest duży ruch i samochody osobowe na siłę chcą się wcisnąć na autostradę. Nie raz zdarzyło mi się, że na centymetry osobówki wjeżdżały przedemnie właśnie z takiego pasa rozbiegowego. Co wydarzyło się tym razem ?
Jechałem swoim pasem i w prawym lusterku obserwowałem co dzieje się na pasie rozbiegowym. Widziałem, że jest tam duże zamieszanie. Kilka osobówek wskoczyło na siłę przedemnie, ale byłem przygotowany na taki scenariusz więc spoko. Do końca pasa rozbiegowego, było jakieś pięćdziesiąt metrów i już żadne samochody nie wjeżdżały przedemną. Wszystkie wjeżdżały na autostradę pomiędzy samochody, które znajdowały się za mną. Jechałem powoli, patrzyłem raz do przodu, to w lustro z lewej, to w lustro z prawej i nagle. Słyszę głośny zgrzyt.
- O fuck !!! Co to było !? - spytałem sam siebie
W pierwszej kolejności myślałem, że złapałem gumę na prawym przodzie. Zatrzęsło kabiną, zazgrzytało i ucichło. Jechałem dalej. Miękko i płynnie jak by się nic nie stało.
- Acha, a jednak coś się stało - pomyślałem patrząc w prawe lustro.
Na pasie rozbiegowym, zatrzymała się osobówka z której wysiadła kobieta. Machała w moim kierunku, abym również zjechał na pas rozbiegowy i się zatrzymał. Zrobiłem to. Wysiadłem z kabiny, podszedłem do samochodu osobowego, którym okazał się nowiutki bardzo piękny Jaguar.
Nie wiem jakim sposobem, tak kobieta wjechała we mnie, ale wjechała. Dokładnie mówiąc, wjechała w moje prawe koło. Pogięła i porysowała sobie tylne lewe drzwi, tylne nadkole i zniszczyła bardzo ładną aluminiową felgę. Zadzwoniła po policję, która wyjaśniła całę zajście. Ewidentna wina tej kobiety, ponieważ nie zachowała bezpieczeństwa podczas wjazdu na autostradę. Tak orzekł policjant. Mojemu Manowi nie stało się nic. Koło i felga całe, bez znaków zniszczeń.


Poniżej przedstawiam bardzo ciekawy artykuł i film.

Ciężarówka nie da Ci szans


Niemiecki klub motoryzacyjny ADAC przeprowadził test zderzeniowy, w którym odtworzono uderzenie samochodu ciężarowego w dwa auta osobowe. Wyniki są szokujące.
Do testu wykorzystano Renault Megane pierwszej generacji, produkowane w latach 1995 - 2000 oraz Mitsubishi Lancera w wersji kombi z tego samego okresu. Scenariusz testu to odtworzenie sytuacji, w której rozpędzona ciężarówka uderza w samochody, które zatrzymały się pomiędzy nim a innym samochodem ciężarowym. Prędkość do jakiej rozpędzono ciężarówkę to około 70 km/h. Efekty są porażające.
Co ważne, wykorzystana w teście ciężarówka nie jest załadowana, a samochody osobowe, które całkowicie miażdży, odpowiadają wiekowo tym, które najłatwiej można spotkać na polskich drogach. Tego roku prawdopodobieństwo, że podobny scenariusz stanie się tragiczną rzeczywistością jest tym większe, że na skutek wprowadzenia e-myta wielu kierowców tirów decyduje się na omijanie dających duże bezpieczeństwo autostrad i dróg ekspresowych.



źródło : http://moto.wp.pl

wtorek, 2 października 2012

Tydzień trasy zaliczony

Jestem w trasie od tygodnia. Dzisiaj dopiero uruchomiłem internet, ponieważ wcześniej nie było potrzeby. Dlaczego ? Jak już pisałem wiele razy, narazie mam tylko internet Niemiecki. Fakt jest taki, że również we Francji przebywam bardzo dużo i również tam przydałby mi się internet. W niedługim czasie, będę miał również internet we Francji. Ale szybko, pokolei, dlaczego wcześniej nie było potrzeby uruchamiać internetu w Niemczech. Jak to w transporcie, a zwłaszcza na L-4. Jak się nic nie dzieje, to się nie dzieje, ale jak się zaczyna dziać to dzieje się dużo i szybko. W skrócie. W poprzedni poniedziałek, byłem na dwóch rozładunkach w Polsce. Chrzanów i Czeladź. Jechałem rozładować naczepę kolegi z firmy. Pomyślałem sobie, ok. będzie mała rozgrzewka po chorobowym. Chrzanów załatwiłem dosyć szybko, ale Czeladź rozwaliła mi serce na pół. Siedem godzin na rozładunku. Porażka. Nie klnąłem za dużo, poprostu opadły mi ręce. Miał być szybki rozładunek i powrót na bazę, aby szykować się do trasy, a było zupełnie inaczej. Na bazę wróciłem o godzinie dwudziestej pierwszej czterdzieści pięć. Szybko do domu i od rana następnego dnia szybkie ogarnięcie wszystkiego i wypad na bazę aby zdążyć na załadunek. Lubię jak się coś dzieje, ale też lubię jak wszystko ma ręce i nogi. Pracę miałem już zaplanowaną na cały tydzień. Wtorek - załadunek w Czechowicach Zdiedzicach. Zrzutka w Środę rano w Niemczech Trasa na rozgrzwekę niecałe sześćset kilometrów.
Po rozładunku odrazu podjazd na załadunek. Ładunek do Francji. Ładowałem się w jednej firmie, ale rozładunki w dwóch miastach oddalonych od siebie o ok dwieście pięćdziesiąt kilometrów. Gdy zrzuciłem drugie miejsce, był już piątek po dwunastej w południe. Czekając na załadunek, policzyłem trasę i wyszło, że do tej pory zrobiłem ponad tysiąc sześćset kilometrów. Spoko, ciekawe co dalej będzie ?. Minęło półtorej godziny, dostałem adres załadunku. Piątek, więc trzeba się śpieszyć. Przejazd ponad dziewiećdziesiąt kilometrów. Załadowany, gotowy do drogi. Ładunek do Niemiec. Jazda w Piątek, Sobotę. Później pauza czterdzieści pięć godzin spędzona we Francji. Dzisiaj ruszyłem z Francji, zaraz jak tylko tacho pokazało czterdzieści pięć godzin i pare minut pauzy. Teraz jestem pod firmą w Niemczech, gdzie jutro rano mam rozładunek. Po rozładunku, odrazu jadę się załadować i jazda na Francję. Jutro muszę wjechać do Francji, ponieważ w Środę w Niemczech z powodu święta nie można jechać. Tak więc w Środę będę już we Francji, gdzie nie ma zakazu, więc spokojnie będe pokonywał kolejne kilometry. To tak w skrócie, jak dotąd wygląda moja trasa. Oczywiście, że każdy dzień można by było opisywać w osobnych postach, bo jest co pisać, ale jest późno i trzeba iść spać, by jutro być wypoczętym i gotowym do pracy. Trasa to nie wakacje.

Tutaj trzeba się streszczać i działać skutecznie. Trzeba być na czas na załadunku i rozładunku. Czasami robi się wszystko tak jak trzeba, jadę na załadunek, jestem punktualnie lub nawet przed czasem i czekam. Godzinę, dwie, trzy. Ok. Trzeba czekać, to się czeka. Najważniejsze, że ja zrobiłem wszystko dobrze to co do mnie należy. Byłem na czas. Więc kończę ten któtki post i kładę się spać. Ogólnie jest ok. Trasa zaplanowana na co najmniej trzy tygodnie. Jak będzie to się okaże. Tydzień już minął. Jedna Francja zrobiona. Jutro zacznę drugą. Po powrocie do Niemiec, postaram się wyskrobać jakiś post i dodać kilka fotek. Filmy "Życie w trasie", będą po powrocie z trasy.
Szerokości. KDtruck.

środa, 19 września 2012

Moja pierwsza praca jako kierowca na zestawach

Prowadzę blog od stycznia. Zanim podjąłem taką decyzję, dosyć długo zastanawiałem się nad tym. Po co mi pisanie bloga ? Co tam będę pisał ? Kto będzie to czytał ? Decyzję na "tak", podjąłem chwile po tym jak ukradziono mi z baków ok.550 litrów ropy. Było to we Francji, gdy spałem w swojej ciężarówce zmęczony po całym dniu pracy. Faktycznie było to drugie zdarzenie, które motywowało mnie do tego, aby ruszyć z blogiem. Jakie było pierwsze ? Żeby Wam to powiedzieć, muszę cofnąć się pamięcią kilka miesięcy wstecz, do momentu gdy pracowałem w mojej pierwszej firmie jako kierowca na zestawach. Moją pierwszą firmą, gdy zaczynałem jako kierowca bez doświadczenia była firma "Protan" z Mysłowic. Nie polecam piszę odrazu. Była to mała firma w której właściciel posiadał w swoim składzie kilka samochodów "solówek" i jeden zestaw. Renault Magnum z naczepą "firanką". Reno z roku 1997. Czternastoletni ciągnik, zrobiony tak aby jechał i zarabiał pieniądze. Właściciel postanowił bardzo szybko dorobić się jeżdżąc tym zestawem po Polsce. Oczywiście nie sam, potrzebował do tego kierowcę, najlepiej takiego bez doświadczenia. Na rozmowie wstępnej zostałem po informowany, że czasami trzeba będzie pojechać na "drugiej tarczy". Jako kierowca bez doświadczenia, nie miałem pojęcia jak się jedzie na jednej tarczy, a co dopiero na dwóch. Ale potrzebowałem pracy i zdecydowałem się przyjąć tą ofertę. W tym samym dniu podpisałem umowę, która i tak nigdy nie została zgłoszona do ZUS-u. Pierwszy wyjazd odbył się w tym samym dniu o godz.20:00. Krótkie szkolenie w kabinie z obsługi Reni i jazda na pierwszy załadunek. Ja za kółkiem, a szef na siedzeniu pasażera. Pierwsze kilometry w pracy już jako "driver". Pierwsze zgrzytanie skrzynią. Pierwsze dziwne spojrzenia szefa na mnie i moją technikę jazdy. Dobrze nie pamiętam gdzie był pierwszy załadunek, ale chyba w Zawierciu, w jakiejś hucie.

 
Dwadzieścia cztery tony stali, a dokładnie prętów stalowych. Po krótkiej rozmowie decyzja, jadę sam w trasę. Szef się pytał czy dam radę. Jasne, że dam radę. W pierwszych godzinach myślałem, że spoko jest ten szef. Rozmowa układała się całkiem dobrze. W takim razie pojedziesz sam, powiedział. Trasa do Szczecinka i spowrotem. Nie będę tutaj opisywał tej trasy, którą zrobiłem . Powiem tylko tyle. Trasa trwała cztery dni. Od środy wieczorem do soboty w południe. Przez ten czas spałem dziesieć godzin. Resztę czasu jechałem lub byłem na załadunkach lub rozładunkach. Dużo się nauczyłem i dowiedziałem się jak to jest jeździć na dwóch tarczach. Również miałem zakaz poruszania się po takich drogach gdzie są Viatole. Jechałem przez wioski, dziury zabite dechami nie raz po zakazie tonażowym. Po czterech dniach podziękowałem za pracę temu szefowi i wyciągnąłem bardzo dużo wniosków.
Było to moje pierwsze spotkanie z tym dużym, ciężkim  transportem. Po tych doświadczeniach doszedłem do wniosku, że niektórzy ludzie mają głęboko w dupie innych ludzi. Oczywiście, nie urwałem się z choinki i wiedziałem, że w życiu żądzą prawa dżungli. Silniejszy wygrywa, słabszy przegrywa. Człowiek, który nazywał się szefem, myślał że biorąc mnie do pracy trafił na słabego kierowce bez doświadczenia. Mylił się. Nie miałem doświadczenia jako kierowca, ale miałem bardzo duże doświadczenie jako człowiek. Życie nauczyło mnie doświdczenia i śmiało mogę powiedzieć, że nigdy nie zaliczałem się do tej grupy słabych, którzy są pożerani przez tych silnych. Odrazu zorientowałem się w co gra ten cwany szef i gdy to zrozumiałem, zacząłem tą pracę traktować jako zdobywanie doświadczenia jako kierowca. Jazda, cofanie pod rampę ,załadunki, rozładunki. Gdy po czterech dniach wróciłem na śląsk, uważając po drodze, aby nie dać się złapać policji czy inspekcji transportu, odrazu zrezygnowałewm z tej pracy. Patrząc prosto w oczy temu szefowi powiedziałem to co leżało mi na sercu.


 - Jesteś zwyłą szmatą, nie człowiekiem. Cztery dni jazdy na dwóch tarczach. Praktycznie bez snu. Jazda po zakazach tonażowych z przegiętym czasem pracy i jazdy. Weż sobie ten dowód, kluczyki i wsadź w dupe łajzo.
Nie dostałem za te dni złamanego grosza. Nie miałem ochoty chodzić po sądach, aby sądzić się o sześćset złotych, bo tyle miałem zarobić obliczając ilość przejechanych kilometrów z których miałem być płacony.
Gdy byłem już w domu, siedziałem i zastanawiałem się jak można być takim człowiekiem. Zrobienie wszystkich uprawnień kosztuje nie mało pieniędzy. Do tego trzeba poświęcić sporo czasu. Później taki kierowca idzie do pracy i na dzień dobry ryzykuje utratą swoich uprawnień i wysokimi mandatami.
Ta historia z moją pierwszą pracą na zestawach i kradzież paliwa były, głównymi bodźcami to podjęcia decyzji o prowadzeniu bloga. Wcześniej już nagrywałem jakieś tam filmy z tras. ale wtedy zdecydowałem, że będę prowadził bloga i robił filmy pod kontem pomocy nowym kierowcom, aby innych nie spotkało to co mnie. Aby tacy szefowie jakiego ja spotkałem, nie mieli możliwości wykorzystywać kierowców bez doświadczenia. Wiadomo, że na taki układ na rozmowie wstepnej nie poszedł by kierowca z doświadczeniem, chyba że desperat. Za pomocą bloga, oraz filmów chciałem pokazać ludziom między innymi moją historię z kradzieżą paliwa, aby nie spotkało ich to co spotkało mnie. Zawsze byłem chętny do pomocy i nigdy nie tolerowałem cwaniaków, oszustów i kłamców. Zawsze z tym walczyłem i będę walczył.

Obecnie zmieniłem nazwe bloga  na "Życie kierowców w internecie". Dlaczego ? Ponieważ dostrzegam podobne cwaniastwo i kłamców w internecie. Będę o nich piał. Dla mnie nie ma znaczenia, czy cwaniak i kłamca jest obok mnie czy gdzieś po drugiej stronie kabla. Będę pisał to co myślę. Zawsze każdemu mówiłem w oczy to co myślę i teraz też tak zrobię. Za pomocą mojego bloga przekazuję informację kilku osobą, gdy się z nimi spotkam twarzą w twarz powiem im to prosto w oczy to co piszę tutaj, bez mrugnięcia.
Kolejny post będzie właśnie o tych truckerach. Jeżeli macie ochotę pisać komentarze typu "To nie jest na temat, miało być o truckerce" to darujcie sobie. Zobaczcie na tytuł bloga. Za nim będzie o truckerce, powim to co mam do powiedzenia kilku truckerom z internetu.

piątek, 7 września 2012

Choroba w trasie i co dalej ...


W tym poście, cofnę się trochę do tyłu.Cofnę się aż, do Master Truck.Nie będę pisał o MT, tylko o tym co wydarzyło się później, aż do dnia dzisiejszego. Po Master Truck miałem ponad tydzień wolnego. W trasę wyjechałem osiemnastego lipca i według umowy z moim szefem miałem zjechać ok.dziesiątego sierpnia. Trasa planowana była na ponad trzy tygodnie. Zjazd ok.dziesiątego sierpnia, później dwa tygodnie urlopu i w okolicy dwudziestego piątego sierpnia wyjazd w trasę. Dzisiaj powinienem być gdzieś na szlaku i sunąć swoją ciężarówką. Co się stało, że życie bezwzględnie, nie pytając mnie o zdanie, ułożyło mi całkowicie inny plan. Nie przewidujący, nie łatwy do zrealizowania, ciężki dla całej mojej rodziny. Zawsze wierzę w to, że coś jest po coś. Każda porażka jest po coś. Każdy sukces jest nagrodą za wytrwanie, za pokonanie problemów, które spotykają nas każdego dnia. Czy należy się złościć na cały świat w momencie, gdy spotykają nas problemy? Czasami takie z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Nie dlatego, że nie chcemy, lecz dlatego, że nie znamy odpowiedzi na pytanie. - Jak rozwiązać ten problem. Najczęściej zadajemy sobie pytanie dlaczego mnie to spotkało, dlaczego. Niestety, nie otrzymujemy odpowiedzi. Musimy żyć dalej.
W ostatniej trasie było kilka problemów, z którymi poradziłem sobie dosyć dobrze. Pierwszy to awaria ciągnika. Pękła opaska na wężu łączącym turbo z kolektorem. Awaria jednak nie była groźna i bardzo szybko mogłem wrócić na szlak. Pierwsze rozładunki i załadunki bez problemów. Wszystko według planu,na czas. Przyszedł pierwszy weekend ,który robiłem w Niemczech na dzikusie przy autostradzie A5 w rejonie Karlsruhe.W sobotę rano, zaraz po przebudzeniu,zaczęły swędzieć mnie dłonie po wewnętrzej stronie.

Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że zaczynają się moje problemy z chorobą, które trwają do dnia dzisiejszego. Weekend zleciał bardzo fajnie, tak jak zawsze . Odpoczynek, gotowanie, sen.  Na rozładunek , który miałem we Francji ruszyłem piętnaście po północy z niedzieli na poniedziałek. Trasa przebiegała bez problemów, jednak gdy dojechałem na rozładunek, choroba której nazwy  wtedy nie znałem dawała mi się coraz bardziej we znaki. Zaczęło się od swędzenia dłoni od wewnętrznej strony, a teraz miałem już spuchnięte i zaczerwienione całe dłonie łacznie z palcami. Pierwsze moje myśli były takie. Nie mam pojęcia co to jest, ale pewnie za chwile przejdzie. Jednak godziny mijały, a w raz z mijanymi godzinami opuchlizna powiekszała się. Na pierwszym rozladunku podjechałem pod rampę tyłem, więc rękoma nie musiałem robić zbyt wiele. Po rozładunku, przejechałem na parking przy autostradzie, gdzie zacząłem robić pauzę dobową. Poczułem się mocno zmeczomy więc zdecydowałem, że prześpię się trochę. Na zewnątrz temperatura wynosiła ponad 33 stopnie celsjusza .Całe popołudnie przespałem, budząc się co chwile. Ból rąk był coraz większy i na ciele zaczęły pojawiać się czerwone plamy. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Wieczorem zjadłem kolację i poszedłam spać.

W ciągu nocy, budziłem się bardzo często. Zacząłem dokładnie się sobie przyglądać i ku mojemu zdziwieniu choroba zamiast się cofać, zaczęła rowijać się w bardzo szybkim tempie. Prawie na całym ciele pojawiły się czerwone, swędzące plamy. Niektóre miały trzy, cztery centymetry średnicy. Zacząłem się martwić, że sam z tą chorobą sobie nie poradzę. Rano około godziny ósmej ruszyłem z parkingu na rozładunek. Podjazd pięćdziesiąt kilometrów. Firmę znalazłem bez problemu. Po rozmowie w biurze, poszedłem do magazynierów, którzy wskazali mi miejsce, gdzie mam ustawić się swoją ciężarówką do rozładunku. Tym razem rozładunek musiał odbyć się prawą stroną. Wziałem rękawice z kabiny i gdy tylko zacząłem rozbierać prawą stronę szykując ją do rozładunku, zdałem sobie sprawe, że mam duży problem. Każdy chwyt dłońmi oznaczał duży ból. Całe dłonie łącznie z palcami były czerwone i mocno spuchnięte. Miałem problem, aby dłonie zacisnąć w pięść. Na ciele miałem bardzo dużą wysypkę, która bardzo swędziała. Gdy ręcę spociły się trochę w rękawicach, puchły coraz bardziej. To samo działo się z wysypką. Gdy się trochę spociłem, powiększała się i bardziej swędziała.
- No to mam problem - pomyślalem. - Dwa tysiące kilometrów od domu, chory i to na chorobę, która pierwszy raz w życiu mnie zaatakowała.
- Dobra, jakoś to rozładuję, przejadę na załadunek i zobaczę co będzie dalej - pomyślałem.
Moje nastawienie coraz bardziej robiło się pesymistyczne. Chociaż z natury jestem wiecznym optymistą, jednak to co widziałem i czułem po sobie, nie dawało mi powodów do pozytywnego nastawienia. Nie było łatwo wyrzucić z siebie to negatywne myślenie.


- Trzeba opracować jakiś plan. - zdecydowałem.
Miałem już ładunek do Niemiec. Pojechałem, załadowałem się. Również tutaj z bólem i zaciśniętymi zębami zrobiłem to co do mnie należało. Załadunek tyłem, rolki papieru. Całkiem fajny ładunek, ale znów musiałem rozebrać bok i pospinać ładunek pasami. Powtórzyła się ta sama historia. Ból, swędzenie i pieczenie.
- O fuck !! - mówiłem do siebie zabezpieczając ładunek pasami - Co mi jest ? Co to za choroba ? - zadawałem w kółko te same pytania.
Załadowany ruszyłem w stronę Niemiec, zadając sobie pytanie - Co będzie dalej ? Co mam robić ? Czy po rozładunku jechać na Francję czy do Polski ?
W trasie byłem dopiero tydzień a miałem być ponad trzy tygodnie. Co robić dalej ?
Dojechałem do Niemec, firmę znalazłem bez żadnych problemów. Znów ten sam schemat działania. Zgłosiłem się do biura, w biurze powiedziano mi gdzie znajdę magazyn.
- Proszę rozebrać obydwie strony naczepy - usłyszałem od magazyniera.
- Ja to mam szczęście, żaden problem gdy jestem zdrowy. Ale w tej sytuacji magazynier mnie załamał. Dwie strony tymi spuchniętymi i bolącymi rękoma.
Zrobiłem to. Rozłożyłem  całe dwie strony. Magazynier rozładował wszystkie role papieru, po czym złożyłem obydwie strony naczepy.
Pamiętam co wtedy mówiłem, gdy wykonywałem te czynności.
 - Zaraz mi te ręce wybuchną.- powtórzyłem to zdanie kilka razy.
Byłem już pewny, że kolejny ładunek wiozę do Polski. Tak zdecydowałem. Musiałem udać się do lekarza.
Po rozładunku udałem się na stację Esso w rejonie Augsburga. Stacja przy autostradzie A8. Oczywiście telefony do żony, Telefony do szefa.
- Szefie muszę zjechać do Polski, nie wiem co mi jest, ale w tym stanie w jakim się znajduję, nie dam rady jeździć po Unii.

W polsce odrazu zgłosiłem się do szpitala. Lekarz popatrzył i powiedział. Ta choroba nazywa się pokrzywka. Nic mi to nie mówiło. Pierwszy raz spotkałem się z tą nazwą i pierwszy raz mnie ta choroba zaatakowała. Dostałem zastrzyk, tabletki i poszedłem do domu. Do momentu zastrzyku, choroba rozwijała się jak szalona przez sześć dni.  W ciągu kilku godzin po zastrzyku objawy zaczęły ustępować. Pomyślełem, że już po kłopocie. Niestety wtedy jeszcze nie wiedziałem, ze kłopoty dopiero się zaczynają. Nie będę teraz pisał co działo się dalej. Jeżeli chodzi o opis choroby, każdy z Was może o niej przeczytać w internecie. Napiszę tylko tyle, że cały czas robię wszystko, aby pozbyć się tej pokrzywki, lecz nie jest to takie proste. Robię wszystkie niezbędne badania i biorę leki.

Coraz częściej pytacie kiedy jadę w trasę. Moja odpowiedź jest taka. Sam  nie wiem kiedy pojadę. Teraz jestem na L4. Choroba trzyma mnie już siódmy tydzień i przeszła w stan pokrzywki przewlekłej. W najbliższy poniedziałek będę robił testy alergiczne. Auto stoi na bazie, a mój szef czeka aż się wyleczę. Gdy będę gotowy do trasy wtedy będzie ładował mojego Mana. Jak długo będę jeszcze na L4 ,to zdecyduje mój lekarz. Piszę o tym, bo uznałem, że powinniście wiedzieć dlaczego tak długo siedzę w domu i nie jadę w trasę. Wolny czas poświęcam rodzinie i na sprawy inetrnetowe. Forum, blog, filmy. Mam nadzieję, że szybko wrócę do zdrowia, siądę za stery mojego drugiego domu i pojadę w kolejną trasę. Mam nadzieję, że będę mógł nagrać kolejną część "Życie w trasie" i Wam ją pokazać.


 
 
Poniżej przedstawiam film z tej trasy, którą opisałem. Na początku kilka dni jestem zdrowy. Po weekendzie, gdy choroba zaczęła się rozwijać, powiem szczerze, nie miałem ochoty nagrywać filmów z powodu złego samopoczucia. Jednak, gdy wjechałem w rejon Jury i Alp Francuskich, gdzie miałem rozładunki i załadunki, krajobrazy były takie piękne, że musiałem załączyć aparat. Niestety nie miałem odpowiedniego nastawienia, aby dużo mówić i komentować.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kabina moją kuchnią


Gdy kierowca jest w trasie z racji specyfiki pracy na terenie Unii Europejskiej,bardzo dużo posiłków musi przygotowywać sobie sam,w kabinie swojej ciężarówki.Z kilku powodów.Podam cztery.Pierwszy to taki,że bardzo często robi się pauzy w miejscach,gdzie nie ma restauracji,baru,czy zwykłej budki z "Fast Foodami",gdzie można by było kupić ciepłą zupę lub zestaw obiadowy.Niestety dzikusy nie oferują takich rarytasów oprócz "wc" i kilku lamp,które czasami nawet nie świecą.Nie mówię,że na Unii nie ma restauracji,pizzerii czy kebaba.Są - w miastach przez które przejeżdżam, czy to jest w Niemczech,Francji czy w Belgi,widziałem bardzo dużo takich miejsc,gdzie można by było dobrze i smacznie zjeść.Ale,no i tutaj znowu mamy "ale".Dla kierowcy dużego zestawu to wcale nie taka prosta sprawa,zatrzymać się i wyskoczyć na cieplutki obiadek do jakiejś restauracji czy baru.I tutaj mamy drugi powód dlaczego? Otóż w większości miast i miasteczek nie ma parkingów przygotowanych dla ciężarówek,więc nawet gdyby kierowca chciał się zatrzymać i iść zjeść ciepły posiłek,to nie ma takiej możliwości.Niestety bardzo często kończy się to tak,że trzeba jechać dalej.W takim przypadku nie pozostaje nam nic innego jak przez szybę swojej ciężarówki popatrzeć na ludzi,którzy jedzą coś ciepłego,połknąć ślinę i jechać dalej.

Zdarzają się takie miasteczka,częściej we Francji niż w Niemczech,że jest restauracja lub bar oraz parking dla ciężarówek i wydawało by się,że mamy już komplet i możemy iść na obiad.Niestety,do tego wszystkiego jeszcze musimy dysponować czasem,którego w transporcie prawie zawsze brakuje.Więc to jest trzeci powód.Kierowca ma zaplanowany czas jazdy oczywiście,że sam go planuje,ale swoje plany czasu jazdy,musi opierać o termin rozładunku lub załadunku.Więc,gdy przejeżdża przez miasteczko,gdzie widzi restaurację i parking to i tak musi jechać dalej,bo pauzę może zrobić dopiero za np.dwie godziny.A za dwie godziny,gdy się na nią zatrzyma,to o restauracji może tylko pomarzyć,bo akurat stoi na jakimś dzikusie,gdzie jedyny napis na budce to "WC",jeżeli oczywiście trafił na dobrego dzikusa,w przeciwnym razie może szukać restauracji gdzieś w polu lub w lesie.Ale nie zawsze jest tak źle z restauracjami czy barami,jak do tej pory opisałem.

Czasami mamy szczęście i wszystko ułoży się jak w kostce "Rubika"
Mamy restaurację,jest parking,czasami zdarzają się blisko restauracji,ale bardzo rzadko.Najczęściej jeżeli jest parking,to gdzieś na obrzeżach miasta.Więc,jest parking,kierowca ma na tyle czasu,aby zrobić pauzę dłuższą niż czterdzieści pięć minut,przejść się kilometr lub trochę więcej do tej restauracji,możliwe że nawet skończył już jechać w tym dniu i zaczął robić pauzę dobową jedenastogodzinną lub skróconą dobową dziewięciogodzinną,więc może iść sobie powoli,spacerkiem i ma na tyle czasu,że może spokojnie czekać na zamówiony obiad.Rewelacja !Czego więc do szczęścia może brakować takiemu kierowcy.Zje ciepły obiad przy stole,po obiedzie nie będą interesowały go "brudne gary"i ogólnie mówiąc,tym razem nie będzie jadł z "miski".No powtórzę - Rewelacja !!!.


Również na większości stacji benzynowych,które znajdują się przy autostradach,można zjeść ciepły posiłek.Są tam restauracje.Znajdują się w budynku stacji lub w budynku obok.Kolejnym miejscem,gdzie kierowca może zjeść ciepły obiad są "AutoHofy".Autohofy znajdują się w Niemczech.Są to duże parkingi przy autostradach,wraz ze stacją benzynową,restauracją i czasami ze sklepem typu Netto,Aldi czy Lidl.Lecz "AutoHof"jest płatny.Wjazd do godziny 18:00 na taki parking jest bezpłatny.Po godzinie 18:00 musimy za taki parking zapłacić dziesięć euro.Gdy zapłacimy za wjazd na "AutoHof" otrzymamy "Ticket"czyli bilet.Z tym biletem,możemy udać się do restauracji i zakupić jedzenie,napoje,piwo płacąc tym właśnie "Ticketem"We Francji wszystkie parkingi przy autostradach są darmowe.Oczywiście za wjazd na autostradę trzeba zapłacić,ale za sam wjazd na parking już nie.Również we Francji na drogach "Nacjonalkach"tak się mówi na drogi główne krajowe,które najczęściej mają oznaczenie "N" np:N4 lub N22,także można spotkać restauracje z parkingami dla samochodów ciężarowych.Jednak w 99% parkingi te są prywatne i trzeba za postój na takim parkingu zapłacić dziesięć euro.Jeżeli staniemy na takim parkingu na pauzę czterdzieści pięć minut,to może udać się nam ominąć opłatę,pod warunkiem,że właściciel parkingu,który również jest właścicielem restauracji znajdującej się zaraz przy parkingu,nie przyjdzie do nas i albo poprosi nas o dziesięć euro,albo będzie kazał odjechać z parkingu.Jeżeli,na takim prywatnym parkingu będziemy chcieli zrobić pauzę dobową i zostać do następnego dnia,będziemy musieli zapłacić dziesięć euro.


Opisałem wszystkie możliwości,które może wykorzystać kierowca ciężarówki w UE,jeżeli chodzi o zjedzenie ciepłego obiadu.Więc dlaczego,tak rzadko kierowcy z polski oraz kierowcy z europy środkowo-wschodniej nie korzystają z nich.
No właśnie,przyszedł czas napisać o kolejnym,tym razem czwartym powodzie.Za parking na Niemieckim "AutoHofie" oraz na prywatnych Francuskich parkingach,powinna zapłacić firma.Zdecydowana większość firm,nie chce aby ich kierowcy stali na płatnych parkingach.Z wiadomych przyczyn.Koszty.Kierowców nie stać,samych opłacać parkingi.Nawet gdy staniemy na takim płatnym parkingu i firma zapłaci za ten parking to za dziesięć euro nie kupimy niestety obiadu,czyli zupy oraz drugiego dania.Unia to unia,ma swoje zarobki i ma swoje ceny.Stałem kilka razy na "AutoHofie" i za dziesięć euro kupiłem zwykłego hamburgera i zwykłe frytki.To wszystko.Przeliczając na walutę Polską - 40 zł.Za obiad trzeba by było zapłacić ok.20 euro lub więcej.I to jest powód numer cztery,dlaczego polski kierowca śniadania,obiady,kolacje i wszelkie posiłki przygotowuje sam w kabinie swojej ciężarówki.Dla nas,na Unii po prostu jest za drogo.Więc kabina jest i zostanie naszą kuchnią,miejscem,gdzie przygotowujemy i spożywamy posiłki i raczej szybko to się nie zmieni.