środa, 29 lutego 2012

Nowa trasa - Jazda nocna

Po dziesięciu dniach wolnego od kierownicy i od " życia w trasie " tutaj na Unii, znów jestem w  kabinie mojego Mana z ładunkiem na pace i gotowy do drogi. Dziesięć dni w domu, na pełnych obrotach zleciało bardzo szybko. Przeprowadzka na inne mieszkanie, kilka dni w firmie na warsztacie i po wolnym. I tak to właśnie jest, długie oczekiwanie na powrót do domu, do rodziny, przeważnie kończy się tym, że każdego dnia, biegam jak szalony i załatwiam zaległe sprawy. W ciągu tych trzech tygodni, które jestem w trasie w domu zawsze uzbiera się kilka spraw, które trzeba załatwić po powrocie. Spotkanie z najbliższymi znajomymi, parę piwek, rozmowy do rana, bo jak by inaczej skoro niema mnie trzy tygodnie, później parę dni jestem i znów znikam czasami bez pożegnania. Mijają dni, uruchamiam internet i odzywam się do znajomych, rodziny setki kilometrów od domu, od miasta w którym się wychowałem, w którym wszyscy zostali i żyją swoim życiem.
Nowa trasa z Chorzowa do Koln w Niemczech. Załadunek we wtorek 21:00, rozładunek w czwartek o godz.5:00. Dziewięć godzin jazy nocą, pauza w dzień i drugi dzień jazdy nocą. Powiem szczerze, że męcząca jazda. Temperatura 8 - 9 stopni Celsjusz. Czasami mgła, lekki wiatr z boku. Ładunek bardzo lekki, niecałe dwie tony, więc lecę jak strzała. Wszystko byłoby super, gdyby to była jazda w dzień. Wczoraj oczy miałem takie ciężkie, że czasami miałem wrażenie, że przymknąłem na sekundę. Od razu zjeżdżałem na parking i sen jedna godzina. Po godzinie czuję się dobrze, ale po trzydziestu minutach jazdy, znów oczy odmawiają mi posłuszeństwa i lecą w dół. Znów sekunda przerwy i zjazd na sen. W taki sposób ujechałem 580 km. i o godz.9:00 wreście koniec jazdy i upragniona pauza. Duży parking na stacji Shella, firanki zasłonięte, budzik nastawiony na godz.15:00 i dobranoc. Dobranoc ? o tej porze. Większość kierowców już jedzie, a ja dopiero się kładę. Teraz na odwrót. Ciężarówki się zjeżdżają zaczynają zapadać w sen, a ja za trzydzieści minut zaczynam jazdę. Ruszam punktualnie o dwudziestej. Do celu mam 520 km. Planuję zrobić jedną pauzę czterdzieści pięć minut i o 5:00 zameldować się na rozładunku. Ogólnie czuję się wyspany, więc mam nadzieję, że dzisiaj nie będę miał tak ciężkich powiek.
Doładowałem i uruchomiłem już swój internet, więc mam okno na świat i z tego powodu bardzo się cieszę. Całkiem inaczej mi się pracuje, gdy mam kontakt z Wami, z rodziną. Muszę kończyć ten krótki post i szykować się do drogi. Zaczyna się kolejne - "Życie w trasie". Poniżej kilka najnowszych fotek.
Szerokości. Pozdrawiam.

Doładowanie internetu siec E-plus
Siemeczka - Pozdrawiam :)

Piszę post - internet działa
Zaczynamy kolejna "Życie w trasie"

środa, 22 lutego 2012

Grenoble - ładunek do Niemiec - cz.4 - Musimy zdążyć - ciąg dalszy.

Musimy zdążyć na rozładunek.

Czterdzieści pięć minut pauzy i jazda dalej. Widziałem jak czas ucieka, patrzyłem na zegarek i zastanawiałem się co zrobić, żeby zdążyć na godz.14:00.
Nie będzie łatwo - mówiłem do siebie przygotowując śniadanie. Tak, śniadanie mimo, że tego dnia wstawałem o godz.4:00, śniadanie robiłem dopiero teraz ok .godz.9:40. Zaraz po przebudzeniu nie mam ochoty jeść, tylko poranna toaleta, kawa na pobudkę i ruszam w trasę. Jeżeli na dostawę mam więcej czasu, to po ok. dwóch godzinach jazdy robię przerwę na śniadanie. W tym przypadku było całkiem inaczej. Czasu było mało i trzeba było jechać bez zbędnych przerw.
- Chodź na kawę - usłyszałem w radiu.
- Zaraz przyjdę, kończę śniadanie. Zadzwonię tylko do firmy i powiem, że na czternastą będzie ciężko, że raczej na piętnastą będę.
- Dobra, woda już się gotuje.
Zanim zadzwoniłem do firmy, na mapie szukałem różnych opcji dojazdu do celu, ale za każdym razem długość drogi była bardzo podobna i miasta przez, które trzeba było się przebić nie różniły się od siebie pod względem ruchu na autostradach. Ten rejon Niemiec, do którego zmierzaliśmy, zawsze psuł średnią prędkość na trasie. Dużo samochodów, remonty, zawężenia oraz wjazdy na autostradę z innych dróg sprawiały, że korki tam to codzienność. A rejon o którym mówię to Bonn, Koln, Leverkusen. Bardzo duże metropolie i bardzo duży ruch na drogach.
Zadzwoniłem do firmy i poinformowałem, że będę raczej na piętnastą.
- Robię co mogę, żeby zdążyć - powiedziałem na koniec rozmowy.
Jeszcze szybka kawa i jedziemy dalej. Wyliczyłem, że gdyby nie było korków i jechalibyśmy cały czas między 80 km/h , a 85 km/h to nie robiąc drugiej obowiązkowej pauzy mamy duże szanse dojechać właśnie na godz. piętnastą. Ale.. wiedziałem, że takie wyliczenia są dobre tylko na kartce papieru, a nie w realu. Byliśmy już w Niemczech. Przejeżdżaliśmy przez górskie tereny i choć jechaliśmy autostradą to miejscami były tak mocne podjazdy, że trzeba było jechać ok.60km/h.

















- No i lipa z wyliczeń - mamrotałem pod nosem - Druga pauza nas nie ominie, nie dam rady jechać szybciej pod te podjazdy z ładunkiem ponad dwudziestu dwóch ton.
Patrzyłem na zegar i widziałem jak minuty uciekają, a do przejechania mieliśmy sporą drogę.
- Coś mi się zdaje, że nawet na piętnastą nie zdążymy - powiedziałem do Andrzeja przez radio.
- Ty też to widzisz ? - spytał Andrzej.
- Tak, widzę i nie ominie nas druga pauza - powiedziałem
 - Nie ominie - powtórzył Andrzej.
Mieliśmy do celu jeszcze ok. 200 km.była godzina przed trzynastą. Łatwo policzyć ile czasu zajmie dojazd na miejsce. Trzeba by było jechać non stop 90km/h bez korków i pauzy, żeby być na miejscu za dwie godziny i dziesięć minut, czyli ok.godz.15:10
- Ciężki temat - powiedziałem przez radio - Trzeba będzie zrobić drugą pauzę - dodałem.
- Też tak myślę - usłyszałem w odpowiedzi.
Trzeba umieć planować pauzy to jest bardzo ważna sprawa, bo choć mieliśmy ujechane nieco ponad dwie godziny, czyli teoretycznie następne 200 km. moglibyśmy przejechać przez dwie godziny dziesięć minut co dało by w sumie ujechane jakieś cztery godziny dziesięć lub piętnaście minut. Teoretycznie dojeżdżamy na rozładunek i załóżmy podjeżdżam od razu pod rampę, bez tracenia zbędnych minut na kręcenie się po placu. Teoretycznie zdążyliśmy na czas. Ale ... w rzeczywistości to wszystko wygląda zupełnie inaczej. A wygląda to tak.
Mamy ujechane ok. dwie godziny dziesięć minut, na podjazdach, których tutaj jest bardzo dużo tracimy kolejne minuty z naszego teoretycznego wyliczenia, że jest szansa zdążyć.
Miejscami jedziemy wolniej niż założone 80 km/h. Przede mną jedzie załadowana ciężarówka na maksa i porusza się z prędkością 75km/h i ja jej nie mogę wyprzedzić przez kolejne dwadzieścia pięć kilometrów z powodu zakazu wyprzedzania przez samochody ciężarowe. Takich zakazów na tej trasie, którą my jedziemy jest bardzo dużo. Z prostej przyczyny. Załadowana ciężarówka wyprzedzająca drugą ciężarówkę na podjeździe zajmując drugi pas jezdni na autostradzie dwupasmowej robi ogromny korek dla samochodów osobowych, które wcale nie muszą żółwim tempem podjeżdżać pod górę. Wiecie o czym mówię, tak więc zakaz wyprzedzania dla samochodów ciężarowych rozwiązuje problem samochodów osobowych. Ale nie rozwiązuje problemu, który my mieliśmy. Zdążyć na czas. Wręcz przeciwnie, taki zakaz powoduje, że szybsze ciężarówki, muszą jechać za wolniejszą  i nie mogą jej wyprzedzić. Tak więc kolejna strata minut z naszego teoretycznego planu.
Wniosek ? Trzeba nauczyć się liczyć minuty, żeby wiedzieć kiedy skończy się czas jazdy. A maksymalny czas jazdy bez robienia pauzy, przypomnę  wynosi cztery i pół godziny.
Patrzę na swój czas jazdy, patrzę gdzie jestem i ile kilometrów mam do celu i dochodzę do takiego wniosku. Pomimo, że jadę prawie trzy godziny i teoretycznie mogę jeszcze jechać półtorej godziny to tego nie zrobię. Trzeba zrobić pauzę teraz. Dlaczego ?
Bo pauza i tak nas nie ominie, ale jak będę jechał do końca przepisowego czasu to cztery i pół godziny jazdy skończy mi się jak będę na bardzo zatłoczonej i ruchliwej autostradzie gdzieś między Bonn a Koln,a jeżeli trafię na korek to czas mi się skończy jadąc w korku i co wtedy ?
- Andrzej, słuchaj ja tak wszystko analizuję i przeliczam i myślę, że powinniśmy zjechać na najbliższy parking i wykręcić czterdziestkę piątkę.
- No ja też to wszystko przeliczam i też tak myślę, że trzeba wykręcić pauzę
- Pauza nas nie ominie, w półtorej godziny, które mamy nie ma szans dojechać do celu - powiedziałem
- Wiem, lepiej teraz zróbmy pauzę, bo potem możemy stanąć gdzieś w Bonn albo Koln na autostradzie. - usłyszałem z radia.
Zatrzymaliśmy się i zrobiliśmy pauzę. Minęło czterdzieści pięć minut i zaczęliśmy jechać dalej. Dojechaliśmy do Bonn i .....
- Wcale nie jestem zdziwiony, że stoimy w korku - powiedziałem do Andrzeja
- Tak, a mieliśmy być na czternastą, w takim tempie to będzie dobrze jak będziemy na szesnastą - odpowiedział Andrzej.
- Czyli lipa, jest piątek o szesnastej to już w firmie nikogo nie będzie - powiedziałem.
- Zobaczymy na miejscu, ale chyba się dzisiaj nie rozładujemy - powiedział Andrzej.
Jechaliśmy w korku, bardzo wolno, czas uciekał a kilometry nie, była godzina ok.14:30, a do celu zostało około sto kilometrów.
Zrobiłem jedno zdjęcie. Powstający korek w Bonn.


Jak widać na zdjęciu, na drugim pasie, który jest pasem wyjazdowym z Bonn nie ma korka, korek tworzył się na naszym pasie, pasie dojazdowym do Bonn. Oczywiście przede mną trochę miejsca, ale przecież nie mogę jechać na zderzaku osobówki, zawsze musi być odstęp nawet w korku. Niestety, tylko jedno zdjęcie, później zrobił się jeszcze większy korek, większy młyn i musiałem być bardzo czujny i obserwować co się dzieję, bo czasami nieodpowiedzialni kierowcy osobówek potrafią wciskać się dosłownie na centymetry przed ciężarówkę z bocznych pasów. Wolałem odłożyć aparat i skupić się na prowadzeniu ciężarówki.
Minęliśmy Bonn, dojechaliśmy do Koln, tam remonty i zwężanie i znowu korki i jazda żółwim tempem. Minęliśmy Koln, minęliśmy Leverkusen i gdy byliśmy 10 km od celu. Stop. Stoimy. Stłuczka na naszym pasie. Dwie osobówki i ciężarówka. Dwa pasy stoją, a czas ucieka. Zbliża się godzina szesnasta, a my stoimy w korku i nie wiadomo kiedy ruszymy. Przez radio jakiś kierowca powiedział co się stało. Andrzeja nie widziałem już w lusterkach, został gdzieś w tyle, ale na radiu był.
- Andrzej, ja się posuwam powoli, bo jeden pas idzie, ustaw się na prawym, prawy idzie. Ja jadę na firmę i tam na ciebie poczekam - powiedziałem przez radio do Andrzeja.
- Ok. Jedź ja dojadę - powiedział.
Podjechałem pod firmę, widziałem z prawej strony bramę wjazdową, ale nie byłem pewny czy to ta brama, ponieważ nawigacja kazała mi jechać jeszcze ok. 200 m.
- Możliwe, że tam dalej jest druga brama - stwierdziłem i pojechałem prosto. W tym czasie Andrzej przyjechał i wjechał w tą bramę, którą ja minąłem.
- Gdzie jesteś ? - spytał przez radio.
- Pod firmą, a ty ? - spytałem.
- Wjechałem na firmę i cię nie widzę - odpowiedział
- Ok.jestem kawałek dalej, zaraz zawinę i jestem. - odpowiedziałem.
W tym czasie, gdy ja zawracałem Andrzej poszedł do biura zapytać się czy nas rozładują.
Wjechałem na teren firmy i zobaczyłem Andrzeja.
- I co ? Rozładują ? - spytałem.
- Za późno, dzisiaj nie, dopiero w poniedziałek rano - odpowiedział.

Niestety nie zdążyliśmy, czasami tak bywa, trudne warunki pogodowe, korki na trasie powodują, że minuty uciekają a kilometry nie. Obowiązkowe pauzy też czasami przeszkadzają, bo zabierają cenne minuty. No, ale cóż, nie ja wymyśliłem ustawę o czasie jazdy, ja mam się do niej stosować. Więc się stosuję.

Kilka fotek z trasy.

Dzikus przy autostradzie - Niemcy
Zatoczka przy landówce - Francja
Pauza 45 min - Niemcy
W górach na landówce - Francja
Załadunek - Francja
Zatoczka przy landówce obok Lidla - Francja

I tak zakończyła się opowieść o Grenoble, jedna trasa, dwa dni jazdy i mnóstwo przeżyć. Z tamtej firmy udaliśmy się na najbliższy parking, aby zacząć robić pauzę tygodniową do poniedziałku. Kończył nam się czas jazdy, który w tym dniu był wydłużony do 10 h. Po  drodze mijaliśmy stacje benzynowe, ale parkingi na nich były małe i całe zajęte. Udaliśmy się na najbliższy parking, który był trzynaście kilometrów od nas. I tam staliśmy do poniedziałku do godz.7:00

Grenoble - ładunek do Niemiec - cz.4

Trasa - nigdy się nie kończy.

Grenoble, ładunek do Niemiec. Post zacząłem pisać w trasie, od soboty jestem w domu, dzisiaj mamy środę i siadłem, żeby go skończyć. W między czasie przesłałem cztery odcinki " Życie w trasie" na YT. Odcinki, które złożyłem w wolnych chwilach w trasie. Właśnie przed chwilą rozmawiałem przez telefon i prawdopodobnie za tydzień w środę ruszam w kolejną trasę. Mam nadzieję, że przez ten tydzień uda mi się złożyć jeszcze kilka odcinków " Życia w trasie " i przesłać na kanał. Filmy na YT muszę przesyłać z domu ponieważ internet, który mam w trasie jest za słaby ,aby przesłać filmy, więc wygląda to tak, że dwa, trzy tygodnie nic się nie dzieje na kanale YT, a później, gdy jestem w domu ,filmy na YT pojawiają się jak grzyby po deszczu, praktycznie codziennie. No ,ale takie są realia.
Poniżej zdjęcia z trasy i dalsza część postu, który pisałem w trasie, nic nie zmieniałem, bo to jest właśnie - Życie w trasie - Nie zawsze jest czas na siedzenie przy laptopie, choć na pauzie weekendowej, która trwa w zależności min. 24h lub 45h jest czas na lapka. Ale częściej muszę pisać posty na raty i tak to później wygląda, że nie skończę jednego, coś się wydarzy i już jest temat na następny mimo, że wcześniejszy nie jest skończony. Będąc w domu też jest różnie z tym czasem.
Przecież mam rodzinę, żonę i córkę. One czekały na mnie, aż zjadę z trasy, przyjadę do domu. Chcą, żebym teraz im czas poświęcał, bo za tydzień znów pojadę na trzy tygodnie. I znów siadam do komputera i piszę posty na raty. Nie mówię tego w formie, że narzekam, żebyście mnie dobrze zrozumieli. Mimo, że jestem w domu, dla mnie dalej to jest - Życie w trasie - Bo tak naprawdę trasa trwa cały czas, tylko trochę w innej formie. Dalej są telefony z firmy, w głowie cały czas mam to co jeszcze muszę zrobić przy zestawie zanim wyjadę na drogę. Tak naprawdę to człowiek nie wyłącza się całkowicie z myślenia o trasie, jest jakby w stanie uśpienia tak jak komputer w czasie hibernacji. Wystarczy jeden, krótki telefon z firmy i domowy odpoczynek z rodziną zamienia się w rozmowy o pracy, warsztacie, ładunkach oczywiście już na terenie firmy.
Siadając przy komputerze, oglądając zdjęcia i montując filmy, znów powraca w wyobraźni cała trasa, emocje, łzy i śmiech. Znów przeżywa się to na nowo, co mogłem zrobić inaczej, lepiej i co się wydarzy w następnej trasie. Z drugiego pokoju słyszę głos żony wołającej mnie na wspólną kawę, ale nie umiem odejść od klawiatury, choć to własnie robię i idę ją przytulić i spędzić z nią trochę czasu. Ona dobrze mnie rozumie, jak i to co robię, filmy na YT, prowadzenie bloga. Cały czas nasza rodzina jest w trasie, ja tam w kabinie mojej ciężarówki, a ona tu w naszym domu z córką. Jeszce dobrze się nie zadomowiłem, a już rozmawiamy o tym kiedy jadę. Trasa nie ma końca, są tylko postoje i pauzy. Moja pauza kończy się za siedem dni i znów wyruszę w drogę, by po trzech tygodniach wrócić do rodziny na dłuższą pauzę.

I to jest właśnie - Życie w trasie.

                                                                                                 22.02.2012  godz.14.09   Jastrzębie Zdrój - Polska

















14 luty - Walentynki

A więc na czym skończyłem, muszę się zastanowić, bo minął ponad tydzień jak pisałem ostatni post. Dalej jestem w trasie. Teraz jest godz.8:05  czternasty luty - Walentynki. Hmm....Trochę się rozmarzyłem, z głośników po cichutku leci nastrojowa muzyka, pomyślałem o mojej kochanej żonie. Wczoraj rozmawialiśmy przez telefon, nazwała mnie „ Mój walentynku ”. Niestety w tym roku walentynki spędzimy osobno, myśląc o sobie. Ona w domu z moją sześcioletnią cudowną córeczką, a ja tutaj w ciężarówce we Francji, czekając na ładunek. Obecnie nie mam dostępu do internetu. Na temat mojego bezprzewodowego internetu zrobię osobny post z filmem. Teraz tylko napiszę, że mam internet na kartę na doładowanie. Koszt 15 euro na 30 dni. Ryczałt. Jak to działa?Robię doładowanie i po 30 dniach, koniec internetu, trzeba znów doładować za 15 euro na kolejne 30 dni. Więc, internet skończył mi się 9 luty i na razie nie doładowuję ponieważ, dziewiątego lub dziesiątego lutego, miałem dostać ładunek do Polski, ale jak to w transporcie bywa, nic nie jest pewne i dziesiątego lutego dostałem ładunek z Niemiec do Francji. Tak więc, jest teraz czternasty luty, jestem we Francji i czekam na ładunek do Niemiec, a potem ładunek z Niemiec do Polski. I tym razem nic mnie nie powstrzyma przed przyjazdem do kraju. Mam kilka bardzo ważnych osobistych spraw do załatwienia po dwudziestym lutym w kraju, no i data 25 luty - Urodziny mojej wspaniałej żony i na tych urodzinach muszę być w PL. I koniec, kropka. Potem mogę zaś jechać w trasę na trzy tygodnie.
Dlaczego nie doładowuję internetu. Ponieważ jak zjadę do kraju to mam mieć ok.10 - 14 dni wolnego i szkoda w tym czasie mieć doładowany internet i nie korzystać z niego. Te kilka dni muszę obejść się bez neta. Ale mam co robić. Mam bardzo dużo materiału do złożenia kolejnych części „ Życie w trasie ”. Teraz piszę post w Microsoft Word. Tutaj we Francji na niektórych stacjach Shella, tych większych jest Wi-Fi. Lecz nie na terenie całego parkingu, tylko w budynku Shella. Mam w  planie na takim Shellu się zatrzymać, wziąć prysznic i mając wtedy dostęp poprzez Wi-Fi do internetu, wysłać ten post. Dodam też dla informacji, że we Francji mając kartę Shella, którą ja posiadam prysznic na Shellu tzw.” Duscha ” jest za darmo.” Duscha” tak się mówi we Francji i w Niemczech na prysznic. I chyba tyle byłoby aktualnych tematów co się dzieje u mnie.

                                                                                                          14.02.2012 godz.8:47  Domfrost - Francja





Rozładunek, musimy zdążyć.


Więc została jeszcze ostatnia cześć do napisania o mieście Grenoble, gdzie jak pamiętacie miałem spotkanie z driverem i jego Kenworthem i spotkałem polskiego kierowcę z Katowic o imieniu Andrzej.
Po wymianie kilku zdań z Andrzejem, okazało się, że tu we Francji ładujemy ten sam ładunek i wieziemy do Niemiec do tego samego miasta i tej samej firmy.
-To załadujemy się i pojedziemy razem - powiedział do mnie Andrzej.
- Ok. nie ma problemu - odpowiedziałem.
Skoro jedziemy w to samo miejsce, wieziemy te same ADR-y i o tej samej godzinie mamy rozładunek to dlaczego nie. Pomyślałem, nie wiedząc jeszcze jakie spotkają nas przygody. Po załatwieniu wszystkich formalności, mieliśmy wjechać na teren fabryki. Fabryka była bardzo duża, od pracownika, który nas obsługiwał dostałem dwie dyskietki  i mapkę z namiarami gdzie mam się kierować na załadunek. Ten sam zestaw również dostał Andrzej. Pierwszą dyskietką miałem otworzyć szlaban na głównej bramie wjazdowej na teren fabryki. Podjechałem pod odpowiednie miejsce i przyłożyłem dyskietkę do czytnika, który znajdował się przed szlabanem na wysokości okna kierowcy, tak że nie było potrzeby wysiadać z kabiny. Po chwili szlaban powędrował w górę. Mogłem wjechać na teren fabryki. Przejechałem jakieś pięć metrów i wjechałem na wagę. Przed wjazdem na załadunek musiałem zważyć swój zestaw. I do tego musiałem użyć tej drugiej dyskietki. A wszystko wyglądało tak. Wjechałem na wagę, po chwili na wyświetlaczu, który również był na wysokości kabiny kierowcy ukazała się moja waga coś ok. 15800 kg. Był tam czytnik do którego należało wrzucić tą drugą dyskietkę, oczywiście odpowiednią stroną , by po chwili otrzymać ją spowrotem razem z wydrukiem. Po tym ważeniu z wydrukiem w ręku mogłem udać się w kierunku miejsca załadunku.
Było tam bardzo dużo różnych miejsc załadunkowych, różnych materiałów. Na terenie fabryki były przede wszystkim cysterny, no i my dwie naczepy firanki.
Mapka była bardzo dokładna, więc bez problemu trafiliśmy na miejsce załadunku. Andrzej miał się ładować pierwszy, a ja miałem poczekać. Załadunek poszedł bardzo sprawnie, operator wózka widłowego to doświadczony gość, było widać po jego pracy. Bardzo szybko i sprawnie poszło załadowanie naczepy Andrzeja i w momencie, gdy Andrzej kończył załatwianie dokumentów, moja naczepa była już załadowana w połowie. Dogadaliśmy się, że Andrzej poczeka na mnie na parkingu przed fabryką, na tym samym na, którym spotkałem Kenwortha. Po załadowaniu się i załatwieniu dokumentów wyjeżdżając z fabryki należało się ponownie zważyć. Ten sam schemat co poprzednio, ale tym razem na wyświetlaczu miałem ponad 38000 kg.czyli ładunek ważył ponad 22000 kg.
- Ładnie - pomyślałem.
- Ponad 22 - tony ADR-ów i ponad 900 km do przejechania do jutra do godz.14:00
Spojrzałem na zegarek, była godzina ok.15:30.
- Nie za dużo czasu, zwłaszcza że muszę jechać 80km/h .Zobaczymy jak będzie - pomyślałem.
Wjechałem na parking, zatrzymałem się obok Andrzeja i poszedłem do niego do kabiny, ustalić kilka spraw dotyczących przejazdu. Ustaliliśmy, że ja będę jechał pierwszy, kontakt ze sobą będziemy mieli poprzez CB radio. Wszystko wydawało się takie proste i oczywiste.
Poszedłem do swojej kabiny, ustawiłem trasę na laptopie, w nawigacji i byłem gotowy do jazdy.
Andrzej zrobił to samo. Czyli, ustawił trasę w swojej nawigacji. Na radiu usłyszałem.
- Gotowy ? - zapytał Andrzej
- Gotowy - odpowiedziałem
- To ruszaj, ja ruszam za tobą - powiedział.
- Ok.ruszam - odpowiedziałem ponownie.
Wcisnąłem sprzęgło, wrzuciłem górną dwójkę i powoli ruszyłem. Czułem ciężar na plecach, który miałem. Ponad 22 tony ładunku to już czuć przy ruszaniu, przy zjazdach czy na rondach. Wrzuciłem trójkę, czwórkę, spojrzałem w lustra.
- Andrzej jedzie za mną , to dobrze - pomyślałem.
- Wszystko ok ?- spytałem przez radio.
W odpowiedzi usłyszałem
- Tak. ok. spójrz co się dzieje z pogodą - powiedział Andrzej.
Widziałem co się dzieje. Dochodziła godzina 16:00 na zewnątrz była temperatura ok.- 6 stopni C. Zaczął padać śnieg, widoczność się pogorszyła, a my mieliśmy przed sobą ponad 900km do przejechania.
- No nie za ciekawie się robi - powiedziałem przez radio do Andrzeja.
- Tak, nie ciekawie i uważaj bo robi się ślisko, już mnie raz rzuciło  - powiedział Andrzej.
Czułem, że robi się ślisko, byliśmy jeszcze w Grenoble, kierowaliśmy się w stronę autostrady, ale musieliśmy jeszcze przejechać parę kilometrów przez miasto, zaliczyć dwa ronda i właśnie wyjeżdżając z ronda poczułem że jest ślisko.
Po kilku kilometrach jazdy byliśmy już na autostradzie.
Cały czas miałem na uwadze czas rozładunku, jutro czyli piątek godz.14:00
- Nie będzie łatwo, pogoda nie rozpieszcza, trzeba jechać bardzo ostrożnie - pomyślałem.
Znajdowaliśmy się w terenie górzystym, dużo podjazdów, dużo zjazdów i chociaż znajdowaliśmy się na autostradzie wcale nie oznaczało to, że tutaj jest bezpiecznie. Cały czas padał śnieg, miejscami  bardzo obficie. Na drodze było widać rozjeżdżone dwa ślady od kół samochodów, ale wciąż było ślisko.
- Muszę jechać bardzo ostrożnie, nie chciałbym mieć jakiegoś lądowania w rowie z tymi ADR-ami. - powtarzałem sobie co jakiś czas w myślach.
- Jak idzie ? - spytałem Andrzeja przez radio. Czasami traciłem go z zasięgu luster.
- Dobrze, ale trzeba uważać bo ślisko jak diabli - powiedział.
Takie warunki trwały ok.60 km. Tą trasę pokonaliśmy w ponad godzinę. Normalnie zajmuje to ok.40 minut.
Kierowaliśmy się w stronę Lyon, mieliśmy to miasto objechać autostradą mijając je po naszej lewej stronie.
Ok.20 km przed Lyon, śnieg przestał padać,asfalt zrobił się czarny i można było bezpiecznie przyśpieszyć. Ogólnie było widać, że w tym rejonie śnieg padał mniej, ale ujemna temperatura utrzymywała się nadal. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem,że jest  - 8 stopni C.
- Ok, śniegu nie ma na drodze - pomyślałem - ale to nie znaczy, że nie jest ślisko.Przy -8 stopni C, nadal trzeba uważać, bardziej niż zwykle.
Jechaliśmy, rozmawialiśmy przez radio, na dworze robiło się coraz ciemniej i dojeżdżając do miasta Lyon, wrzuciłem prawy kierunkowskaz, który oznajmiał, że będę zjeżdżał w prawo z autostrady na inną autostradę.
- Dlaczego skręcasz w prawo ?- spytał Andrzej przez radio.
- Bo tak mi pokazuje nawigacja - odpowiedziałem
- A mi pokazuje prosto - powiedział Andrzej
- A mi każe skrecić w prawo - powiedziałem.
Czasu nie było za dużo, żeby się licytować, której nawigacji słuchamy, tak naprawdę to w ogóle czasu nie było, trzeba było podjąć decyzję natychmiast, bo zbliżałem się do rozjazdu i w tym momencie w radiu usłyszałem Andrzeja.
- To jedziemy w prawo ,za twoją nawigacją - powiedział.
Pojechaliśmy w prawo znajdowaliśmy się na autostradzie A-43 i skręcając w prawo wjechaliśmy na autostradę A-432.
-Dlaczego jego nawigacja kazała jechać prosto, a moja w prawo - zadałem sobie takie pytanie
Spojrzałem na mapę w laptopie, która przecież była cały czas załączona i zdziwiłem się ponownie.
Trasa na mapie, którą miałem ustawioną, również mówiła mi, że miałem jechać prosto. Przyznam się, że w momencie gdy dojeżdżałem do tego rozjazdu, rozmawiałem z Andrzejem przez radio i  patrzałem tylko na nawigację, którą mam zawsze przed sobą, laptop jest lekko na prawo i nie patrzyłem na tamtą mapę.
Znajdowaliśmy się już jakiś czas na autostradzie A-432, ujechaliśmy kilka kilometrów i zbliżaliśmy się do kolejnego rozjazdu. W międzyczasie dokładnie przestudjowałem mapę na laptopie i doszedłem do wniosku, że jedziemy bardzo dobrze i że moja nawigacja prowadzi nas bardzo dobrze. Andrzeja nawigacja i trasa na mapie pokazywała trasę troszkę krótszą jakieś 7 km, ale gorszą, bo trzeba by było zjechać z autostrady na landówkę ,jechać ok .10 km i znów wskoczyć na autostradę. Moja nawigacja czyli Auto Mapa kazała jechać cały czas autostradą, a dlaczego to właśnie tego miałem się dowiedzieć za jakieś pół godziny. W tamtym momencie, byłem uspokojony, że jedziemy dobrze, ale jeszcze sobie zadawałem pytanie, dlaczego Auto Mapa wybrała taką drogę. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, ale po kolei.
- Andrzej słuchaj, ja widzę to wszystko na mapie i dobrze jedziemy - powiedziałem przez radio.
- Jak tak mówisz, to tak jedziemy - odpowiedział Andrzej.
Gdy tylko ucichły jego słowa w radiu, z nawigacji usłyszałem dobrze znany głos Hołka, który mówił :
-„Za trzysta metrów trzymaj się lewego pasa”.
Spojrzałem na mapę, którą miałem powiększoną tylko na ten rejon w, którym się znajdowaliśmy i widziałem ,że trzymając się lewego pasa ,będziemy kontynuować jazdę autostradą A-432 na, której się znajdowaliśmy.
- Za trzysta metrów trzymaj się lewego pasa - powtórzyłem  za Hołkiem przez radio do Andrzeja.
- Lewego ? - usłyszałem w radiu - Lewego ? - Andrzej powtórzył - Mi nawigacja mówi prawego, czyli prosto mam jechać !
-Trzymaj się lewego ! - powtórzyłem - Widziałem wszystko na mapie, gdzie mamy jechać, nie rozumiałem natomiast dlaczego Andrzeja nawigacja na każdym rozjeździe prowadzi go inaczej.
- Ja pojechałem prosto - usłyszałem w radiu - Kur... pojechałem prosto - usłyszałem ponownie.
- Prosto, dlaczego nie pojechałeś za mną ?- spytałem.
- Pojechałem prosto i teraz już za późno, muszę gdzieś zawrócić - powiedział Andrzej. - Kur.. tylko gdzie ?-usłyszałem.
Szybko skierowałem wzrok na mapę na laptopie i od razu widziałem, którędy pojechał Andrzej i gdzie ta droga prowadzi.
- Andrzej jesteś ! - Zawołałem przez radio.
- Tak jestem, ale nie bardzo mam gdzie zawrócić  - odpowiedział.
- Nie zawracaj tylko jedź dalej, cały czas prosto - powiedziałem - Na jakiej drodze jesteś,na D-29 ?- spytałem.
- Tak, na D-29 - Usłyszałem po chwili.
I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że możemy się już nie spotkać, jedyny kontakt jaki mamy ze sobą to CB-radio.
Pytając  Andrzeja, na jakiej drodze jest teraz, jakość naszej rozmowy pogarszała się z każdym przejechanym metrem, zrozumiałem że oddalamy się od siebie. Niestety nie wymieniliśmy się numerami telefonów, chociaż on miał ich dwa a ja trzy. Żaden  z nas nawet o tym nie pomyślał, żeby to zrobić. Jechałem dalej i znów zapytałem.
- Andrzej jesteś ?
- Jestem - usłyszałem - Chociaż w radiu było dużo szumów, zrozumiałem go.
- Słuchaj mnie uważnie - powiedziałem - Za chwilę możemy stracić ze sobą łączność - mówiłem.
Wiedziałem, że jedziemy drogami równolegle do siebie, widziałem to na mapie. Ja jechałem autostradą A-432 z której miałem wjechać na autostradę A-46 i później na autostradę A-6 w kierunku Dijon, a Andrzej jechał landówką D-29.
- Posłuchaj, jedź dalej tą drogą D-29, dojedziesz do ronda, na rondzie prosto, potem zakręt w prawo, dojedziesz do skrzyżowania,słyszysz mnie ? - spytałem - Andrzej słyszysz mnie? - spytałem ponownie. Odczekałem chwile. Cisza w radiu.
- Andrzej jesteś ? - wołałem go kilka razy, niestety już nie odpowiedział.
- No tośmy pojechali razem - powiedziałem do siebie.
Wiedziałem, że jak cały czas będzie jechał tą landówką to za jakieś 6-7km, wskoczy na tą autostradę po której ja jadę, na autostradę A-432, ale czy pojedzie, czy będzie chciał gdzieś zawrócić, a jak wskoczy na autostradę to gdzie ja w tym czasie będę, jak daleko, czy uda nam się usłyszeć na radio? Jechałem dalej i zadawałem sobie takie pytania.
Ujechaliśmy razem ok. 90km i rozjechaliśmy się na rozjeździe nr.5 na autostradzie A-432, każdy w inną stronę, nie było by problemu gdybym miał numer  telefonu do niego. Zadzwonił bym, gdzie jest i można byłoby się spotkać na jakimś parkingu po trasie, a tak lipa, bez telefonu, każdy na innej drodze są małe szanse na to że się spotkamy, powiedziałem małe nie zerowe, w końcu tak czy owak Andrzej też musi wjechać na autostradę A-6.
Wiedziałem, że jedzie równolegle do mnie, patrząc na mapę określiłem, że nasze drogi są oddalone od siebie jakiś kilometr, mijałem właśnie lotnisko w Lyon po mojej lewej stronie, a Andrzej jadąc landówką D-29 mijał to samo lotnisko tylko po swojej prawej stronie. Byliśmy blisko siebie, ale za daleko aby usłyszeć się na CB-radiu. Jechałem dalej i co jakiś czas wołałem go przez radio, ale Andrzej nie odpowiadał.
- No cóż, trzeba jechać samemu - mówiłem do siebie - Trudno, nie wymieniliśmy się telefonami, więc za dużo nie zdziałam. Ale co jakiś czas mogę go wołać jeszcze na radiu - stwierdziłem.
W międzyczasie podczas jazdy zmieniłem trasę na mapie także nawigacja i laptop już pokazywały tą samą trasę i widziałem, że zbliżam się do rozjazdu dwóch autostrad A-432 i A-42. Patrząc na mapę widzę, że są możliwe tylko dwa kierunki jazdy w prawo i w lewo. Trasa na laptopie pokazuje mi, że będę jechał w lewo.
-Ok. jak w lewo to w lewo ,przygotowałem się, że będę się trzymał lewego  pasa, a tu z nawigacji Hołek mówi:
-„Za trzysta metrów trzymaj się prawego pasa”
- Prawego ? O co kaman ? - Pytam siebie - Jak prawego ?
Szybko spoglądam na mapę i widzę  dokładnie, że mam wjechać na autostradę A-42 i jechać w lewo
A Hołek mi się drze jak szalony trzymaj się prawego pasa. Szybka decyzja, którego pasa się trzymam, już muszę decydować i w tym momencie widzę na nawigacji jak moja trasa prowadzi mnie prosto.
- Prosto ? - Głośno krzyknąłem - Przecież nie ma prosto, jest w prawo, albo w lewo a prosto są pola. Co ten Hołek kombinuje? - mówię już na głos.
Zwolniłem trochę, patrzę na nawigację, dzięki której widzę ok.1,5 km do przodu i faktycznie, moja trasa prowadzi mnie prosto. Patrzę przed siebie, jeszcze nie widzę całego rozjazdu, mój wzrok wraca na nawigację.
- No tak mam jechać prosto - mówię do siebie głośno - A dlaczego na mapie moja trasa prowadzi mnie w lewo ?
I nagle dostałem olśnienia. Mam nie aktualną mapę, pomimo najnowszej wersji. No tak i wszystko zrobiło się dla mnie jasne. Pojechałem według nawigacji, czyli prosto i patrzyłem jak ja, czyli mój punkt na mapie wjeżdżam w pole i jadę po nim. Wjechałem właśnie na nowy odcinek autostrady, której nie miałem na mapie. I zrozumiałem co się wydarzyło godzinę temu. Dlaczego mapa i nawigacja Andrzeja wcześniej prowadziły inaczej niż moja Auto Mapa, dlaczego Andrzej na każdym rozjeździe chciał jechać inaczej, aż w końcu pojechał.
- On też ma nieaktualną mapę w nawigacji - doszedłem do wniosku.- Jego nawigacja też nie ma tej autostrady w sobie, ciekawe jak on pojedzie - zastanawiałem się.
Jechałem po pięknej nowej autostradzie i zwróciłem uwagę, że jadę wzdłuż torów, które są na mapie. Przyjrzałem się dokładnie, gdzie te tory prowadzą i stwierdziłem, że ta autostrada to skrót do autostrady A-6.
Wniosek był taki.Tory idą łukiem w kierunku A-6 i nowa autostrada też idzie łukiem wzdłuż torów w kierunku autostrady A-6 i tam się z nią łączy
- Nieźle to sobie Francuzi wymyślili - stwierdziłem.
Zrozumiałem dlaczego były takie rozbieżności na mapach.
- Autostrada piękna, fajnie się jedzie ,Hołek wybrał bardzo dobrą drogę, ale razem z Francuzami namieszał nieźle. - z lekkim uśmiecham na twarzy powiedziałem do siebie.
Wrzuciłem dwa zdjęcia z mapą, gdzie znajduje się nowa autostrada. Kolorem niebieskim namalowałem nowy odcinek, którego nie ma na mojej mapie AutoRoute 2011.


 W najnowszej wersji Auto Mapy, ten odcinek autostrady już jest.


Jechałem dalej i szkoda mi było, że straciłem kontakt z Andrzejem. Zastanawiałem się jak on pojedzie, jak jego nawigacja go poprowadzi skoro ma nieaktualną mapę, czy jest możliwe że się spotkamy na trasie, może spotkamy się na jakimś parkingu - pomyślałem - przecież w podobnym czasie skończy się nam czas jazdy i może wtedy się spotkamy, a wogóle to ciekawe gdzie on jest, raczej nie przede mną, raczej za mną tylko jak daleko. A może spotkamy się na rozładunku. Jechałem dalej, słuchałem muzyki i zadawałem sobie takie pytania.
Zbliżałem się do wjazdu na autostradę A-6.
- Acha, tak to tutaj wygląda, nowy wjazd na A-6, wszystko takie ładne, nowe, równe, nieźle.- pomyślałem - i wjechałem na A-szóstkę. Robiło się już ciemno, na autostradzie A-6 był spory ruch.
- Może gdzieś tu jedzie Andrzej - pomyślałem i wziąłem radio do reki.
- Andrzej jesteś ? Andrzej Jesteś ? - zawołałem przez CB. Niestety cisza, nie odezwał się, próbowałem jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Szczerze mówiąc po którymś tam razie dałem sobie już spokój.
-To tak jak szukać igły w stogu siana - stwierdziłem i odłożyłem radio na uchwyt.
Na dworze było już ciemno, asfalt był czarny bez śniegu, nie padało, jechałem w granicach 80 km/h.
Wiozłem ADR-y i nie chciałem jechać szybciej. Jechałem, słuchałem muzyki, kilometry uciekały.
Ujechałem ok.60 km autostradą A-6, a ok. 100 km od momentu rozdzielenia się z Andrzejem. Minęło jakieś półtora godziny od ostatniej naszej rozmowy na radiu i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni, gdy nagle w głośniku  mojego CB słyszę.
- Krzysiek Rybnik to ty - znajomym głos wyraźnie wołał mnie.
- Krzysiek Rybnik to ty - z głośnika padło jeszcze raz to samo pytanie.
- Tak, to ja - odpowiedziałem, od razu wiedziałem ze woła mnie Andrzej.
- Gdzie jesteś - spytałem.
- Siedzę ci na ogonie - Andrzej odpowiedział
- Na ogonie ? Nie mogę,ale numer ,a jak daleko za mną - spytałem
- Zaraz za tobą 50 metrów - odpowiedział.
Ale numer, co za akcja. Już straciłem nadzieję, że się spotkamy na trasie. Myślałem, że może na rozładunku uda nam się spotkać. Tyle przeżyć w jeden dzień, czy to się dzieje naprawdę, czy mi się tylko wydaje.
A jednak to działo się naprawdę, znów jechaliśmy razem, jeden za drugim, ja z przodu a Andrzej z tyłu. Rozmawialiśmy o tym przez radio, co się wydarzyło, dlaczego nasze mapy tak powariowały, którędy Andrzej jechał itd. Zbliżała się godz. 20:00 i trzeba było szukać parkingu na noc bo kończył nam się czas jazdy. Wspólnie ustaliliśmy, że będziemy nocować przed Dijon, na stacji Shell z dużym bezpiecznym parkingiem.
- Shell za 2000 m - powiedziałem do Andrzeja przez radio mijając tablice informacyjną.
- Ok. zjeżdżamy na pauzę - odpowiedział Andrzej.
Wjechaliśmy na Shella, po naszej prawej stronie ukazał się duży parking i kilka wolnych miejsc.
- Kręcę na prawo, poszukamy miejsc  obok siebie - powiedziałem
- Ok.kręcimy - usłyszałem w odpowiedzi.
Znaleźliśmy dwa miejsca obok siebie, zaparkowałem swojego Mana obok Mercedesa Andrzeja i poszedłem do niego na herbatę.
- Jak to się stało, że mnie dogoniłeś - spytałem przy herbacie.
- Pomyślałem, że jesteś przede mną i że będziesz jechał  80km/h, to ja pocisnąłem miejscami trochę szybciej - odpowiedział Andrzej, na moje pytanie i kontynuował dalej.
- Jadę, jadę ,aż widzę przede mną jakąś ciężarówkę z otwartą pomarańczową tablicą i rejestracją SRB, no to biorę radio w łapę i pytam Krzysiek Rybnik to ty ? i ty odpowiadasz - Tak to ja.
- Haaa.haaa !! - zaczął się śmiać Andrzej, zresztą ja też, bo cała ta sytuacja nieźle rozbawiła nas obu.
Posiedzieliśmy jakieś pół godziny, wypiliśmy herbatę.
- No to robimy dziewiątkę i ruszamy o piątej rano - powiedziałem do Andrzeja.
- Tak,o piątej - Andrzej mówiąc to kiwnął głową.
- Zostało niecałe 600 km,powinniśmy zdążyć do czternastej - dodałem.
- Będziemy jechać i zobaczymy jak będzie, wjedziemy do Niemca to tam trzeba jechać  80 km/h nie szybciej. - powiedział Andrzej.
Teoretycznie to powinniśmy zdążyć na styk, ale teoria nie ma nic wspólnego z jazdą w realu. Musieliśmy pamiętać, że na dworze cały czas jest mróz i że jest ślisko, do tego wystarczą małe korki, spowolnienia w ruchu i czas dojazdu automatycznie się wydłuża. Planując trasę i czas jej przejazdu, należy pamiętać o obowiązkowych pauzach czterdziestopięcio minutowych po każdych czterech i pół godzinach jazdy. I w tym momencie nie byłem już pewny czy zdążymy na rozładunek na godzinę czternastą. Jechaliśmy do miasta Remscheid autostradą w kierunku Koln. Po drodze musieliśmy minąć Bonn, Koln, Leverkusen a to są miasta, gdzie średnia jazdy zawsze znacznie spada poniżej 80 km/h.
Wiedziałem, że są tam prowadzone roboty drogowe, zawężone jezdnie z czterech pasów do dwóch, a to zawsze powoduje korki. A wystarczy jedna stłuczka, stanie w korku i całe wyliczenia biorą w łeb.
- No to do piątej - powiedziałem na pożegnanie wychodząc z kabiny Meśka.
- Do piątej - Odpowiedział  Andrzej, machnął ręką na pożegnanie i z uśmiecham na twarzy zasunął firanki.
Na następny dzień ruszyliśmy zgodnie z planem o piątej rano. Jechaliśmy jeden za drugim, rozmawialiśmy przez radio i kilometry uciekały, oczywiście wraz z kilometrami uciekał czas. Kierowaliśmy się na Nance, Metz  - Francja i Saarbrucken - Niemcy, gdzie mieliśmy przekroczyć granicę. Jechaliśmy cały czas, bez zatrzymywania się.
- Trzeba będzie robić pauzę, mamy  ujechane prawie cztery godziny - powiedziałem do Andrzeja przez radio.
- To na najbliższym parkingu stajemy - usłyszałem w odpowiedzi.
- Ok. najbliższy parking, zjeżdżamy - powiedziałem.
Mijaliśmy właśnie Metz i kierowaliśmy się w stronę autostrady A-4, pomyślałem, że tam na pewno znajdziemy parking.
Jechaliśmy już jakiś czas po autostradzie,na tacho było już  4h15 jazdy,a parkingu nie było widać.
- Ile masz jazdy - spytał Andrzej przez CB
- Cztery godziny piętnaście minut - odpowiedziałem patrząc na wyświetlacz.
- To jeszcze zostało piętnaście minut i mamy problem - powiedział.
- Tak zostało piętnaście minut.
- Jak daleko mamy najbliższą stację ? - zapytał
- Czekaj, sprawdzę i ci powiem - powiedziałem i odłożyłem radio na uchwyt.
W nawigacji szybko sprawdziłem, że najbliższa stacja jest za 20 km.I znów na styk, albo nas braknie pomyślałem.
- Jeszcze dwadzieścia kilometrów i jest stacja - powiedziałem przez radio
- To daleko, może nam braknąć piętnastu minut na dojazd - odpowiedział Andrzej.
- Wiem, trzeba przycisnąć.
Wdepnąłem pedał gazu i zobaczyłem jak wskazówka na prędkościomierzu powoli przesuwa się w kierunku 90 km/h.
I dokładnie w tym momencie zobaczyłem tablicę informującą, że w odległości dwóch  kilometrów  znajduje się parking. Była godzina ok. dziewiątej trzydzieści rano, wziąłem radio do ręki i powiedziałem.
- Spoko, Andrzej zaraz mamy parking,dokładnie za dwa kilometry, jest ok.
- Tak, widzę jedziemy tam - usłyszałem w radiu.
Wjechaliśmy na na parking, zatrzymaliśmy się, spojrzałem na tacho, było 4h22
- Zaś na styk ale dobrze, czas wykorzystany na maksa, może nie trzeba będzie robić drugiej pauzy - pomyślałem.

cdn...


poniedziałek, 20 lutego 2012

Odpoczynek - W sumie długa trasa

Trochę zaległości.

W końcu mam trochę czasu dla siebie. A dokładniej mówiąc, mam trochę czasu aby usiąść przy komputerze i napisać ten post, dokończyć opowieść o Grenoble bo jeszcze została do napisania czwarta część. Poskładać filmy, bo materiału mam naprawdę bardzo dużo. Będę miał czas na udzielenie odpowiedzi na pytania, które mi zadajecie, wszystkie bardzo uważnie czytam i na wszystkie będę chciał odpowiedzieć. Bardzo dużo się dzieje, każdego dnia, codziennie można by było pisać post o życiu w trasie. Teraz będę miał ok. 10 - 14 dni wolnych od pracy. Czy po ostatniej trasie mam dość jazdy i to wolne to dla mnie zbawienie. NIE, ale cieszę się, że będę mógł po przebywać z wami więcej i częściej tu na necie. Padła propozycja, żeby uruchomić tutaj na blogu czat, dlaczego nie, wszystko można jak się chce i jeżeli będzie taka potrzeba. Piszcie, jakie jest wasze zdanie na ten temat. LIVE - Ustream. Tak robiłem próbę i będzie można zrobić Live, ale to kwestia przyszłości. Po pierwsze muszę zakupić potrzebny sprzęt. Po drugie muszę zorganizować internet we Francji no i po trzecie chyba najważniejsze nie wszędzie jest dobry zasięg i przesył, więc Live może być często przerywany, ale tak jak napisałem to kwestia przyszłości, na razie to była tylko próba na Ustream.



Ostatni rozładunek i odpoczynek.
W sobotę o godz.7:30 wjechałem na bazę i tym samym praktycznie zakończyła się moja trasa. Napisałem praktycznie, ponieważ na bazę zjechałem załadowany dwudziestoma tonami maszyn górniczych, które byłem rozładować dzisiaj. Dokładnie był to kombajn górniczy w częściach, który ważył trzydzieści ton i był podzielony na dwa auta. Ja wiozłem dwadzieścia ton, a mój kolega z firmy dziesięć ton. Rozładunek w Bytomiu na kopalni "Bobrek". No i oczywiście nie obyło się bez niespodzianek. Ale po kolei.
Wstałem dzisiaj o godz. 4:00, kawa, kanapki na drogę ,laptop i nawigacja to wszystko co dzisiaj zabrałem ze sobą. Na bazie byłem o 5:45 wsiadłem do ciężarówki, przekręciłem kluczyk w stacyjce, na wyświetlaczu pokazał się komunikat o rozgrzewających się świecach żarowych.
- Mam nadzieję, że odpali przecież nie było tak dużego mrozu w nocy.
Poczekałem cierpliwie na kolejny komunikat, który brzmiał: " Uruchom silnik ". Przekręciłem kluczyk do oporu, rozrusznik otrzymał sporą dawkę prądu i czy chciał, czy nie musiał zacząć się kręcić by tym samym zbudzić mój 430 konny silnik ze snu, który trwał czterdzieści sześć i pół godziny. A trwał tyle ponieważ po zjechaniu z trasy musiałem zrobić obowiązkową pauzę minimum czterdzieści pięć godzin. Gdy silnik już chodził i wydawał bardzo dobrze znany mi warkot, ja w tym czasie uruchomiłem laptop i nawigacje. Spojrzałem na tacho, a dokładnie na ilość godzin trwania pauzy, później spojrzałem na zegarek i stwierdziłem.
- Ok. Ruszam o 6:30 i tym samym będę miał czterdzieści siedem godzin pauzy, pasuje.
W nawigacje wpisałem adres i moim oczom ukazała się między innymi długość trasy. Pięćdziesiąt cztery kilometry.
- Spoko - pomyślałem - Szybko zajadę, cały czas autostradą A-1. Potem niecałe dziesięć kilometrów drogą nr. 88 i jestem na kopalni.
Zbliżała się godzina 6:30 byłem już gotowy do jazdy. Jeszcze tylko obchód całego zestawu, sprawdzenie czy wszystko jest ok. i mogę ruszać.
Z bazy wyjechałem sam, kolega miał dojechać najpóźniej za godzinę. Jazda przebiegła bez problemu. Szybko przejechałem ponad czterdziaści pięć kilometrów autostradą, później wjechałem na drogę nr. 88 następnie droga nr. 94 i po chwili byłem już przed bramą wjazdową na teren kopalni.
Wjeżdżając na teren kopalni strażnik z ochrony wskazał mi drogę dojazdu do magazynu głównego, który był moim celem, miejscem rozładunku. Tam trafiłem do biura, gdzie siedział pan odpowiedzialny za rozładunek. Wszystko układało się po mojej myśli, aż do tego momentu.
W biurze pokazałem dokumenty, które posiadałem i pomyślałem, że to tylko kwestia paru minut i będę się podstawiał pod rozładunek. Kazano mi poczekać
- Nic nowego, że każą czekać - pomyślałem - Każą czekać to poczekam.
Po ok. dwudziestu minutach okazało się, że to nie w tej części kopalni ma odbyć się rozładunek tylko 1,5 km dalej, też ta sama kopalnia, ale inne miejsce.
 - Musi pan przejechać na ul.Łużycką, tam gdzie widać te kominy i tam pana i pana kolegę rozładują - powiedział pan z biura i pokazał palcem na kominy, które było widać z miejsca w którym staliśmy.
- Nie ma problemu - powiedziałem.
Zawsze staram się być miły na załadunkach i rozładunkach, nawet gdy zaczyna mnie coś denerwować, staram się tego nie pokazywać. Z uśmiechem na twarzy pożegnałem się z dwoma gośćmi z biura z którymi rozmawiałem i poszedłem do kabiny. Jeden z nich, tłumaczył mi jak mam pojechać, dużo zapamiętałem, ale pomyślałem po co mam nawigację i mapę, wpiszę trasę i dojadę bez problemu. Tak też zrobiłem, musiałem jednak tą trasę troszkę zmienić, ponieważ od momentu wybudowania obwodnicy w tamtym rejonie Bytomia, na kilku drogach postawiono zakaz wjazdu dla samochodów pow.3,5 T.
Miałem wyjechać z terenu kopalni i skręcić w prawo, potem na skrzyżowaniu prosto bo w prawo był zakaz, parę zakrętów, dwa lub trzy skrzyżowania i już miałem być na miejscu.
- Łatwizna - stwierdziłem patrząc na mapę.
Zanim jednak ruszyłem, zadzwoniłem do kolegi z drugiej ciężarówki, przekazałem mu informację, że rozładunek jest w innym miejscu i podałem mu nazwę ulicy.
- Dobra jadę - wrzuciłem dwójkę, puściłem sprzęgło i nic, stoję w miejscu.
- Właśnie tego się obawiałem - pomyślałem.
Plac jak i drogi dojazdowe na terenie kopalni, były dosłownie całe pokryta lodem, dziury, mocno ubity śnieg i po odwilży w ciągu dnia w nocy zrobił się lud.
- Ładnie, może do tyłu ruszę - i wrzuciłem wsteczny.
To samo, koła się kręcą, a ja stoję w miejscu. Po kilku próbach raz do przodu ,raz do tyłu odpuściłem.
- Nic trzeba iść poszukać kogoś, kto mnie pociągnie.
Gdy tylko wyszedłem z kabiny, tuż obok mnie przejechał starszy pan w takiej małej lokomotywie, która ciągnie wagoniki kopalniane.
- Zapniemy i pociągniemy - pierwszy powiedział do mnie.
- Dziękuję panu bardzo za pomoc - odpowiedziałęm.
Wkręciłem hak do ramy z przodu ciągnika, maszynista założył łańcuch na niego i po chwili usłyszałem.
- Gotowy - krzyknął
- Tak, gotowy - odpowiedziałem, siedziałem już w kabinie, miałem wrzucony bieg, puściłem sprzęgło i delikatnie dodałem gazu. Lokomotywa ruszyła, trochę nią szarpnęło, koła ślizgnęły się po szynach,myślę sobie.
- Nie da rady, w sumie ważę ponad trzydzieści osiem ton.
Jednak maszynista ruszył jeszcze raz i tym razem dodał więcej gazu. Zadymiło się z tłumika i powoli lokomotywa zaczęła przesuwać się po torach a ja razem z nią.
- Uf..dobrze, że mnie wyciągnął. - pomyślałem.
Ale już mi się nie podobało miejsce gdzie mam się rozładować
- Ciekawe jak tam będzie - pomyślałem - Na tym drugim miejscu i jak wyjadę pusty ?- dodałem.
Ładnie podziękowałem temu panu, wskoczyłem do kabiny, zawinąłem kółko wokół jednego z  magazynów i już byłem pod bramą wyjazdową.
Przy wyjeździe powiedziałem strażnikowi, że wyjeżdżam pełny bo rozładunek odbędzie się w innym miejscu. I wskazałem mu palcem  kierunek, gdzie jadę. Strażnik popatrzył na mnie i powiedział.
- Jak pan wyjedzie za bramę, to niech pan skręci w lewo nie w prawo
- W lewo ? - spytałem - Dlaczego w lewo, myślałem, że w prawo. - powiedziałem.
- Bo w lewo ma pan bliżej i prościej, a w prawo to trzeba objeżdżać - odpowiedział strażnik.
Wsiadłem do kabiny, obejrzałem na mapie drogę w lewo, tak jak wskazał mi strażnik i stwierdziłem, że faktycznie będzie bliżej. Bytomia nie znam, rzadko tam bywam, ale jak strażnik mówi, że w lewo to chyba wie co mówi. Przestawiłem trasę w laptopie i po wyjeździe z terenu kopalni skręciłem w lewo tak jak powiedział mi strażnik. Wszystko szło dobrze ,aż do momentu, gdy na kolejnym skrzyżowaniu miałem jechać w lewo.
- Co to zakaz skrętu w lewo - powiedziałem do siebie - w lewo nie mogę ?
Szybko spojrzałem na mapę, gdzie dojadę skręcając w prawo.
- No dobra, pojadę w prawo, skoro w lewo nie mogę i jakoś dojadę - pomyślałem,
Ale w tym momencie ciśnienie mi się podniosło.
- Po co słuchałem tego strażnika, mogłem jechać w prawo, a tak to zaś trzeba się przebijać jakimiś dziwnymi uliczkami.
Jechałem dalej, patrzałem na mapę i improwizowałem, żeby objechać ten zakaz.
- Tutaj skręcę w prawo, potem dojadę do tej drogi o tu - mówiłem do siebie jak patrzałem na mapę. - i będzie dobrze. - stwierdziłem.
Moja radość nie trwała zbyt długo. Po kilku kilometrach skrzyżowanie ze znakiem "Stop"
- Dobra, jadę w prawo, tędy będzie dobrze, w lewo nie mogłem, zaraz za zakrętem było widać niski most i znak " zakaz wjazdu pojazdów o wysokości ponad 3,5m ", ale to na szczęście nie był mój problem bo ja miałem jechać w prawo.
-Dobrze, że miałem jechać w prawo, bo gdybym miał jechać w lewo ....- i jeszcze nie dokończyłem swojej myśli, gdy na swojej drodze zobaczyłem znak " Zakaz wjazdu pojazdów o rzeczywistej masie całkowitej ponad 5 t " i pod spodem znak "1000 m"
- Ciekawe dlaczego zakaz pow. 5t - zacząłem się zastanawiać, lecz nie zawróciłem tylko pojechałem dalej.
Po przejechaniu 1000m wszystko się wyjaśniło. Dojechałem do dwóch znaków.
Pierwszy " zakaz wjazdu pow.5t i drugi, który mnie rozwalił ", zakaz wjazdu pojazdów o wysokości pow.3,4m "
-Nie, dosyć wracam i jadę po mojemu, a temu panu strażnikowi już dziękujemy - powiedziałem głośno i dodałem - miałem dobry czas, a tu wszystko zaczyna iść nie tak.
Szybko zawróciłem, obrałem kierunek - powrót do punktu wyjścia, czyli wyjazd z bramy kopalnianej i jazda według trasy, która była ustalona jako pierwsz. Musiałem wrócić ok. 10 km i zrobiłem to bardzo szybko, później jeszcze niecałe cztery i gdy dojeżdżałem na miejsce, zadzwonił telefon.
- No, gdzie ty jesteś ? - spytał kolega z firmy, który wyjechał z bazy godzinę po mnie i już był na miejscu, na tym nowym adresie, który mu podałem.
- A kufa, ani nie mów, wszystko Ci opowiem jak przyjadę, jesteś już na miejscu? - spytałem.
- Tak,na miejscu. - odpowiedział.
- Dobra, ja będę za chwilę - mówiąc to widziałem, że do celu mam niecały kilometr.
Dojeżdżając do bramy towarowej, zobaczyłem ciężarówkę z naszej firmy, która stała na terenie kopalni.
- Ok.jestem na miejscu - powiedziałem.
Rozmowa z panią strażnik była szybka i na temat. Wiozę to a to i rozładowuję tu. Podałem numer rejestracyjny ciągnika i szlaban powędrował w górę.
Podjechałem blisko drugiego Mana, nie gasiłem silnika zaciągnąłem tylko ręczny i poszedłem porozmawiać z kolegą.
- Co się dzieje, ślizko ? - powiedziałem widząc, że niesie na łopacie żwir, który sypie pod tylne koła ciągnika.
- A idź, ty w pi...du, tutaj nie rozładowujemy - powiedział zdenerwowany.
- Nie umiem wyjechać - dodał
- Nie tu, to gdzie ? - spytałem
- Tam skąd przyjechałeś - odpowiedział
- Poważnie !? - spytałem - Napewno ? - dodałem myśląc jakimi dziurami tutaj przyjechałem.
- Tak, jakiś gość zadzwonił tam i się dogadali, że nie tutaj rozładowujemy tylko tam i mamy tam jechać. - powiedział klnąc pod nosem.
- Ładnie, tam to ja byłem już o ósmej rano, a dochodzi 10:00 i  dalej mam ładunek na pace - powiedziałem - nic już nie mówię. - mówiąc to machnąłem ręką w geście, że nic się nie układa.
Wsiadłem do kabiny, przez radio spytałem.
- Gotowy, ruszamy ?
- Tak, ruszyłem, żwir pomógł, jedziemy - usłyszałem w radiu.
- Ok.to jedziemy - powiedziałem i w delikatnie wcisnąłem pedał gazu.
Tym razem, bez żadnych problemów dojechaliśmy na rozładunek, pan odpowiedzialny za to całe zamieszanie ładnie nas przeprosił.
- Nie ma problemu, nic się nie stało, czasami tak jest - opowiedziałem, żeby rozładować napięcie.
Zobaczyłem uśmiech na jego twarzy i spytałem.
- To co, możemy zaczynać, gdzie mamy podjechać ?
Pan wskazał miejsce, rozładunek poszedł bez większych problemów, również wyjazd z kopalni okazał się bezproblemowy. Słoneczko trochę przygrzało, śnieg i lód częściowo się roztopił, więc zestaw choć był pusty i mało ważył nie miał problemów z wyjazdem. Powrót na bazę autostradą A-1 to już tylko formalność. Wjechałem na bazę, jeszcze tylko parkowanie tyłem i koniec.
- No teraz to już mam wolne, co najmniej dziesięć dni - pomyślałem gasząc silnik.
Spakowałem swoje rzeczy do osobówki i pojechałem do domu.

I tak to właśnie jest, czasami z bardzo prostej roboty, zrobi się bardzo skąplikowana robota. Ale ja nigdy się nie załamuję, zawsze jak coś nie idzie po mojej myśli, mówię do siebie.
- Czas było przywyknąć przecie - i staram się rozwiązać problem. Nie mówię, że czasami się nie wściekam, bo czasami zdaża mi się zdenerwować, ale zawsze szukam rozwiązania i nie dopuszczam do siebie myśli, że sobie nie poradzę.

Rok 2012 - Mocny start

Rok 2012 zaczął się dla mnie bardzo pracowicie. W pierwszą trasę wyjechałem 04.01.2012 i było to kółko do Niemiec i spowrotem. Na bazie byłem 06.01.2012 wieczorem ,rozładunek w poniedziałęk. Trasa ok.2000 km. Sobota, Niedziela wolne, w poniedziałek 09.01.2012 o godz.7:30 byłem na rozładunku w Bielsku - Białej. W tym samym dniu, również w Bielsku o godz. 9:00 byłem już na załadunku i ładowałem się do Niemiec do Koln. Potem dwa kółka Niemcy - Francja i przyjazd do Polski 28.01.2012 godz.5:00 rano. Sobota - Niedziela wolne i wyjazd w poniedziałek 30.01.2012 o godz.13:00 do Niemiec. Wróciłem z trasy dzisiaj tj.18.02.2012. o godz.7:30
Trochę liczb i dat, ale jak sami widzicie rok się zaczął naprawdę ciekawie. Od 04.01.2012 do 18.02.2012 byłem cztery dni w domu. Dlatego teraz będę miał dłuższe wolne. Kilka fotek z trasy.


Kiedy w trasę ?
Następna trasa prawdopodobnie za 10 - 14 dni. I choć mam wolne to wcale nie znaczy, że nie muszę nic robić przy Manie czy naczepie. W Manie wymiana oleju i filtrów, a przy naczepie naprawa podłogi, a dokładniej uzupełnienie brakujących śrub, które łaczą podłogę z ramą. Jak to się dzieje, że brakuje śrub. Już odpowiadam. Jeżdżąc wózkiem widłowym w trakcie załadunków lub rozładunków, powstają naprężenia, które powodują,że osłabione łby ze śrób, urywają się. Trzeba co jakiś czas przejżeć całą podłogę i uzupełnić brakujące śruby.

"Życie w trasie" cdn...
W ostatniej trasie zrobiłem pięć części "Życie w trasie", trzy z nich są już na moim kanale YT. Dwie kolejne czyli cz.9 i cz.10 pojawią się niebawem. Mam bardzo dużo nowego materiału do złożenia. W miarę jak będę miał czas,będę je składał i przesyłał na kanał. Czasami może to być codziennie, a czasami co kilka dni.
Jest jeszcze dużo do zrobienia i do pokazania. Bardzo dużo propozycji tematów wyszło od Was, z czego się bardzo cieszę i napewno bedę te tematy realizował.
oto kilka z nich:
- Skrzynia biegów - działanie i praca podczas jazdy.
- Podczepianie i odczepianie naczepy.
- Załaunki, zabezpieczenie.
- Jak przygotować bok naczepy do załadunku.
- Jak wygląda załadunek górą naczepy.
itd.



Życie w trasie - cz.11
Będzie to specjalny odcinek, narazie nic więcej nie powiem, ponieważ po tym co pokarzę w tym odcinku, moje podejście do trackerki w UE zmieniło się bardzo. Dlaczego ? Co się stało ? Możliwe, że część z Was się domyśla, a część nie. Poprostu poczekajcie, zobaczycię co będzie w części jedenastej już wkrótce.


FAQ - Najczęściej zadawane pytania.
Coraz częściej powtarzają się pytania, czy to w wiadomościach prywatnych, czy jako komentarz do filmu itd. Wszystkie pytania bardzo dokładnie czytam, lecz niestety nie zawsze mam czas, aby na nie odrazu odpowiedzieć. Czasami gdy jestem w trasie poprostu nie mam internetu.

Nowe zakładki.
Na blogu pod zakładką "Strona główna" jest nowa zakładka "FAQ - najczęściej zadawane pytania"i tam zapraszam do zapoznania się z pytaniami i odpowiedziami, bo możliwe że na wasze pytanie właśnie tam jest już gotowa odpowiedź, jeżeli nie ma to śmiało możecie pytać.
Powstaną nowe zakładki o nazwie "galeria"czyli zdjęcia z tras i zakładka "filmy"czyli wszystkie filmy, które będą umieszczane na YT, bez wchodzenia na kanał, będzie mozna zobaczyć na blogu.
Kolejna zakładka to " Gdzie teraz jestem ", czyli duża mapa z aktualną moją pozycją GPS.



Fotki z ostatniej trasy'
Zdjęć mam dużo więcej, teraz przedstawiłem kilka z nich. Poniżej przedstawiłem Mana po ataku zimy w Niemczech. Zdjęcie zrobione na stacji Shell we Francji.




Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod moim adresem.Za wszystkie komentarze na YT jak i na blogu.Za wspieranie mnie i zachęcanie do dalszego działania.Dziękuję.

                                                                                                                        Krzysiek