środa, 22 lutego 2012

Grenoble - ładunek do Niemiec - cz.4

Trasa - nigdy się nie kończy.

Grenoble, ładunek do Niemiec. Post zacząłem pisać w trasie, od soboty jestem w domu, dzisiaj mamy środę i siadłem, żeby go skończyć. W między czasie przesłałem cztery odcinki " Życie w trasie" na YT. Odcinki, które złożyłem w wolnych chwilach w trasie. Właśnie przed chwilą rozmawiałem przez telefon i prawdopodobnie za tydzień w środę ruszam w kolejną trasę. Mam nadzieję, że przez ten tydzień uda mi się złożyć jeszcze kilka odcinków " Życia w trasie " i przesłać na kanał. Filmy na YT muszę przesyłać z domu ponieważ internet, który mam w trasie jest za słaby ,aby przesłać filmy, więc wygląda to tak, że dwa, trzy tygodnie nic się nie dzieje na kanale YT, a później, gdy jestem w domu ,filmy na YT pojawiają się jak grzyby po deszczu, praktycznie codziennie. No ,ale takie są realia.
Poniżej zdjęcia z trasy i dalsza część postu, który pisałem w trasie, nic nie zmieniałem, bo to jest właśnie - Życie w trasie - Nie zawsze jest czas na siedzenie przy laptopie, choć na pauzie weekendowej, która trwa w zależności min. 24h lub 45h jest czas na lapka. Ale częściej muszę pisać posty na raty i tak to później wygląda, że nie skończę jednego, coś się wydarzy i już jest temat na następny mimo, że wcześniejszy nie jest skończony. Będąc w domu też jest różnie z tym czasem.
Przecież mam rodzinę, żonę i córkę. One czekały na mnie, aż zjadę z trasy, przyjadę do domu. Chcą, żebym teraz im czas poświęcał, bo za tydzień znów pojadę na trzy tygodnie. I znów siadam do komputera i piszę posty na raty. Nie mówię tego w formie, że narzekam, żebyście mnie dobrze zrozumieli. Mimo, że jestem w domu, dla mnie dalej to jest - Życie w trasie - Bo tak naprawdę trasa trwa cały czas, tylko trochę w innej formie. Dalej są telefony z firmy, w głowie cały czas mam to co jeszcze muszę zrobić przy zestawie zanim wyjadę na drogę. Tak naprawdę to człowiek nie wyłącza się całkowicie z myślenia o trasie, jest jakby w stanie uśpienia tak jak komputer w czasie hibernacji. Wystarczy jeden, krótki telefon z firmy i domowy odpoczynek z rodziną zamienia się w rozmowy o pracy, warsztacie, ładunkach oczywiście już na terenie firmy.
Siadając przy komputerze, oglądając zdjęcia i montując filmy, znów powraca w wyobraźni cała trasa, emocje, łzy i śmiech. Znów przeżywa się to na nowo, co mogłem zrobić inaczej, lepiej i co się wydarzy w następnej trasie. Z drugiego pokoju słyszę głos żony wołającej mnie na wspólną kawę, ale nie umiem odejść od klawiatury, choć to własnie robię i idę ją przytulić i spędzić z nią trochę czasu. Ona dobrze mnie rozumie, jak i to co robię, filmy na YT, prowadzenie bloga. Cały czas nasza rodzina jest w trasie, ja tam w kabinie mojej ciężarówki, a ona tu w naszym domu z córką. Jeszce dobrze się nie zadomowiłem, a już rozmawiamy o tym kiedy jadę. Trasa nie ma końca, są tylko postoje i pauzy. Moja pauza kończy się za siedem dni i znów wyruszę w drogę, by po trzech tygodniach wrócić do rodziny na dłuższą pauzę.

I to jest właśnie - Życie w trasie.

                                                                                                 22.02.2012  godz.14.09   Jastrzębie Zdrój - Polska

















14 luty - Walentynki

A więc na czym skończyłem, muszę się zastanowić, bo minął ponad tydzień jak pisałem ostatni post. Dalej jestem w trasie. Teraz jest godz.8:05  czternasty luty - Walentynki. Hmm....Trochę się rozmarzyłem, z głośników po cichutku leci nastrojowa muzyka, pomyślałem o mojej kochanej żonie. Wczoraj rozmawialiśmy przez telefon, nazwała mnie „ Mój walentynku ”. Niestety w tym roku walentynki spędzimy osobno, myśląc o sobie. Ona w domu z moją sześcioletnią cudowną córeczką, a ja tutaj w ciężarówce we Francji, czekając na ładunek. Obecnie nie mam dostępu do internetu. Na temat mojego bezprzewodowego internetu zrobię osobny post z filmem. Teraz tylko napiszę, że mam internet na kartę na doładowanie. Koszt 15 euro na 30 dni. Ryczałt. Jak to działa?Robię doładowanie i po 30 dniach, koniec internetu, trzeba znów doładować za 15 euro na kolejne 30 dni. Więc, internet skończył mi się 9 luty i na razie nie doładowuję ponieważ, dziewiątego lub dziesiątego lutego, miałem dostać ładunek do Polski, ale jak to w transporcie bywa, nic nie jest pewne i dziesiątego lutego dostałem ładunek z Niemiec do Francji. Tak więc, jest teraz czternasty luty, jestem we Francji i czekam na ładunek do Niemiec, a potem ładunek z Niemiec do Polski. I tym razem nic mnie nie powstrzyma przed przyjazdem do kraju. Mam kilka bardzo ważnych osobistych spraw do załatwienia po dwudziestym lutym w kraju, no i data 25 luty - Urodziny mojej wspaniałej żony i na tych urodzinach muszę być w PL. I koniec, kropka. Potem mogę zaś jechać w trasę na trzy tygodnie.
Dlaczego nie doładowuję internetu. Ponieważ jak zjadę do kraju to mam mieć ok.10 - 14 dni wolnego i szkoda w tym czasie mieć doładowany internet i nie korzystać z niego. Te kilka dni muszę obejść się bez neta. Ale mam co robić. Mam bardzo dużo materiału do złożenia kolejnych części „ Życie w trasie ”. Teraz piszę post w Microsoft Word. Tutaj we Francji na niektórych stacjach Shella, tych większych jest Wi-Fi. Lecz nie na terenie całego parkingu, tylko w budynku Shella. Mam w  planie na takim Shellu się zatrzymać, wziąć prysznic i mając wtedy dostęp poprzez Wi-Fi do internetu, wysłać ten post. Dodam też dla informacji, że we Francji mając kartę Shella, którą ja posiadam prysznic na Shellu tzw.” Duscha ” jest za darmo.” Duscha” tak się mówi we Francji i w Niemczech na prysznic. I chyba tyle byłoby aktualnych tematów co się dzieje u mnie.

                                                                                                          14.02.2012 godz.8:47  Domfrost - Francja





Rozładunek, musimy zdążyć.


Więc została jeszcze ostatnia cześć do napisania o mieście Grenoble, gdzie jak pamiętacie miałem spotkanie z driverem i jego Kenworthem i spotkałem polskiego kierowcę z Katowic o imieniu Andrzej.
Po wymianie kilku zdań z Andrzejem, okazało się, że tu we Francji ładujemy ten sam ładunek i wieziemy do Niemiec do tego samego miasta i tej samej firmy.
-To załadujemy się i pojedziemy razem - powiedział do mnie Andrzej.
- Ok. nie ma problemu - odpowiedziałem.
Skoro jedziemy w to samo miejsce, wieziemy te same ADR-y i o tej samej godzinie mamy rozładunek to dlaczego nie. Pomyślałem, nie wiedząc jeszcze jakie spotkają nas przygody. Po załatwieniu wszystkich formalności, mieliśmy wjechać na teren fabryki. Fabryka była bardzo duża, od pracownika, który nas obsługiwał dostałem dwie dyskietki  i mapkę z namiarami gdzie mam się kierować na załadunek. Ten sam zestaw również dostał Andrzej. Pierwszą dyskietką miałem otworzyć szlaban na głównej bramie wjazdowej na teren fabryki. Podjechałem pod odpowiednie miejsce i przyłożyłem dyskietkę do czytnika, który znajdował się przed szlabanem na wysokości okna kierowcy, tak że nie było potrzeby wysiadać z kabiny. Po chwili szlaban powędrował w górę. Mogłem wjechać na teren fabryki. Przejechałem jakieś pięć metrów i wjechałem na wagę. Przed wjazdem na załadunek musiałem zważyć swój zestaw. I do tego musiałem użyć tej drugiej dyskietki. A wszystko wyglądało tak. Wjechałem na wagę, po chwili na wyświetlaczu, który również był na wysokości kabiny kierowcy ukazała się moja waga coś ok. 15800 kg. Był tam czytnik do którego należało wrzucić tą drugą dyskietkę, oczywiście odpowiednią stroną , by po chwili otrzymać ją spowrotem razem z wydrukiem. Po tym ważeniu z wydrukiem w ręku mogłem udać się w kierunku miejsca załadunku.
Było tam bardzo dużo różnych miejsc załadunkowych, różnych materiałów. Na terenie fabryki były przede wszystkim cysterny, no i my dwie naczepy firanki.
Mapka była bardzo dokładna, więc bez problemu trafiliśmy na miejsce załadunku. Andrzej miał się ładować pierwszy, a ja miałem poczekać. Załadunek poszedł bardzo sprawnie, operator wózka widłowego to doświadczony gość, było widać po jego pracy. Bardzo szybko i sprawnie poszło załadowanie naczepy Andrzeja i w momencie, gdy Andrzej kończył załatwianie dokumentów, moja naczepa była już załadowana w połowie. Dogadaliśmy się, że Andrzej poczeka na mnie na parkingu przed fabryką, na tym samym na, którym spotkałem Kenwortha. Po załadowaniu się i załatwieniu dokumentów wyjeżdżając z fabryki należało się ponownie zważyć. Ten sam schemat co poprzednio, ale tym razem na wyświetlaczu miałem ponad 38000 kg.czyli ładunek ważył ponad 22000 kg.
- Ładnie - pomyślałem.
- Ponad 22 - tony ADR-ów i ponad 900 km do przejechania do jutra do godz.14:00
Spojrzałem na zegarek, była godzina ok.15:30.
- Nie za dużo czasu, zwłaszcza że muszę jechać 80km/h .Zobaczymy jak będzie - pomyślałem.
Wjechałem na parking, zatrzymałem się obok Andrzeja i poszedłem do niego do kabiny, ustalić kilka spraw dotyczących przejazdu. Ustaliliśmy, że ja będę jechał pierwszy, kontakt ze sobą będziemy mieli poprzez CB radio. Wszystko wydawało się takie proste i oczywiste.
Poszedłem do swojej kabiny, ustawiłem trasę na laptopie, w nawigacji i byłem gotowy do jazdy.
Andrzej zrobił to samo. Czyli, ustawił trasę w swojej nawigacji. Na radiu usłyszałem.
- Gotowy ? - zapytał Andrzej
- Gotowy - odpowiedziałem
- To ruszaj, ja ruszam za tobą - powiedział.
- Ok.ruszam - odpowiedziałem ponownie.
Wcisnąłem sprzęgło, wrzuciłem górną dwójkę i powoli ruszyłem. Czułem ciężar na plecach, który miałem. Ponad 22 tony ładunku to już czuć przy ruszaniu, przy zjazdach czy na rondach. Wrzuciłem trójkę, czwórkę, spojrzałem w lustra.
- Andrzej jedzie za mną , to dobrze - pomyślałem.
- Wszystko ok ?- spytałem przez radio.
W odpowiedzi usłyszałem
- Tak. ok. spójrz co się dzieje z pogodą - powiedział Andrzej.
Widziałem co się dzieje. Dochodziła godzina 16:00 na zewnątrz była temperatura ok.- 6 stopni C. Zaczął padać śnieg, widoczność się pogorszyła, a my mieliśmy przed sobą ponad 900km do przejechania.
- No nie za ciekawie się robi - powiedziałem przez radio do Andrzeja.
- Tak, nie ciekawie i uważaj bo robi się ślisko, już mnie raz rzuciło  - powiedział Andrzej.
Czułem, że robi się ślisko, byliśmy jeszcze w Grenoble, kierowaliśmy się w stronę autostrady, ale musieliśmy jeszcze przejechać parę kilometrów przez miasto, zaliczyć dwa ronda i właśnie wyjeżdżając z ronda poczułem że jest ślisko.
Po kilku kilometrach jazdy byliśmy już na autostradzie.
Cały czas miałem na uwadze czas rozładunku, jutro czyli piątek godz.14:00
- Nie będzie łatwo, pogoda nie rozpieszcza, trzeba jechać bardzo ostrożnie - pomyślałem.
Znajdowaliśmy się w terenie górzystym, dużo podjazdów, dużo zjazdów i chociaż znajdowaliśmy się na autostradzie wcale nie oznaczało to, że tutaj jest bezpiecznie. Cały czas padał śnieg, miejscami  bardzo obficie. Na drodze było widać rozjeżdżone dwa ślady od kół samochodów, ale wciąż było ślisko.
- Muszę jechać bardzo ostrożnie, nie chciałbym mieć jakiegoś lądowania w rowie z tymi ADR-ami. - powtarzałem sobie co jakiś czas w myślach.
- Jak idzie ? - spytałem Andrzeja przez radio. Czasami traciłem go z zasięgu luster.
- Dobrze, ale trzeba uważać bo ślisko jak diabli - powiedział.
Takie warunki trwały ok.60 km. Tą trasę pokonaliśmy w ponad godzinę. Normalnie zajmuje to ok.40 minut.
Kierowaliśmy się w stronę Lyon, mieliśmy to miasto objechać autostradą mijając je po naszej lewej stronie.
Ok.20 km przed Lyon, śnieg przestał padać,asfalt zrobił się czarny i można było bezpiecznie przyśpieszyć. Ogólnie było widać, że w tym rejonie śnieg padał mniej, ale ujemna temperatura utrzymywała się nadal. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem,że jest  - 8 stopni C.
- Ok, śniegu nie ma na drodze - pomyślałem - ale to nie znaczy, że nie jest ślisko.Przy -8 stopni C, nadal trzeba uważać, bardziej niż zwykle.
Jechaliśmy, rozmawialiśmy przez radio, na dworze robiło się coraz ciemniej i dojeżdżając do miasta Lyon, wrzuciłem prawy kierunkowskaz, który oznajmiał, że będę zjeżdżał w prawo z autostrady na inną autostradę.
- Dlaczego skręcasz w prawo ?- spytał Andrzej przez radio.
- Bo tak mi pokazuje nawigacja - odpowiedziałem
- A mi pokazuje prosto - powiedział Andrzej
- A mi każe skrecić w prawo - powiedziałem.
Czasu nie było za dużo, żeby się licytować, której nawigacji słuchamy, tak naprawdę to w ogóle czasu nie było, trzeba było podjąć decyzję natychmiast, bo zbliżałem się do rozjazdu i w tym momencie w radiu usłyszałem Andrzeja.
- To jedziemy w prawo ,za twoją nawigacją - powiedział.
Pojechaliśmy w prawo znajdowaliśmy się na autostradzie A-43 i skręcając w prawo wjechaliśmy na autostradę A-432.
-Dlaczego jego nawigacja kazała jechać prosto, a moja w prawo - zadałem sobie takie pytanie
Spojrzałem na mapę w laptopie, która przecież była cały czas załączona i zdziwiłem się ponownie.
Trasa na mapie, którą miałem ustawioną, również mówiła mi, że miałem jechać prosto. Przyznam się, że w momencie gdy dojeżdżałem do tego rozjazdu, rozmawiałem z Andrzejem przez radio i  patrzałem tylko na nawigację, którą mam zawsze przed sobą, laptop jest lekko na prawo i nie patrzyłem na tamtą mapę.
Znajdowaliśmy się już jakiś czas na autostradzie A-432, ujechaliśmy kilka kilometrów i zbliżaliśmy się do kolejnego rozjazdu. W międzyczasie dokładnie przestudjowałem mapę na laptopie i doszedłem do wniosku, że jedziemy bardzo dobrze i że moja nawigacja prowadzi nas bardzo dobrze. Andrzeja nawigacja i trasa na mapie pokazywała trasę troszkę krótszą jakieś 7 km, ale gorszą, bo trzeba by było zjechać z autostrady na landówkę ,jechać ok .10 km i znów wskoczyć na autostradę. Moja nawigacja czyli Auto Mapa kazała jechać cały czas autostradą, a dlaczego to właśnie tego miałem się dowiedzieć za jakieś pół godziny. W tamtym momencie, byłem uspokojony, że jedziemy dobrze, ale jeszcze sobie zadawałem pytanie, dlaczego Auto Mapa wybrała taką drogę. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, ale po kolei.
- Andrzej słuchaj, ja widzę to wszystko na mapie i dobrze jedziemy - powiedziałem przez radio.
- Jak tak mówisz, to tak jedziemy - odpowiedział Andrzej.
Gdy tylko ucichły jego słowa w radiu, z nawigacji usłyszałem dobrze znany głos Hołka, który mówił :
-„Za trzysta metrów trzymaj się lewego pasa”.
Spojrzałem na mapę, którą miałem powiększoną tylko na ten rejon w, którym się znajdowaliśmy i widziałem ,że trzymając się lewego pasa ,będziemy kontynuować jazdę autostradą A-432 na, której się znajdowaliśmy.
- Za trzysta metrów trzymaj się lewego pasa - powtórzyłem  za Hołkiem przez radio do Andrzeja.
- Lewego ? - usłyszałem w radiu - Lewego ? - Andrzej powtórzył - Mi nawigacja mówi prawego, czyli prosto mam jechać !
-Trzymaj się lewego ! - powtórzyłem - Widziałem wszystko na mapie, gdzie mamy jechać, nie rozumiałem natomiast dlaczego Andrzeja nawigacja na każdym rozjeździe prowadzi go inaczej.
- Ja pojechałem prosto - usłyszałem w radiu - Kur... pojechałem prosto - usłyszałem ponownie.
- Prosto, dlaczego nie pojechałeś za mną ?- spytałem.
- Pojechałem prosto i teraz już za późno, muszę gdzieś zawrócić - powiedział Andrzej. - Kur.. tylko gdzie ?-usłyszałem.
Szybko skierowałem wzrok na mapę na laptopie i od razu widziałem, którędy pojechał Andrzej i gdzie ta droga prowadzi.
- Andrzej jesteś ! - Zawołałem przez radio.
- Tak jestem, ale nie bardzo mam gdzie zawrócić  - odpowiedział.
- Nie zawracaj tylko jedź dalej, cały czas prosto - powiedziałem - Na jakiej drodze jesteś,na D-29 ?- spytałem.
- Tak, na D-29 - Usłyszałem po chwili.
I w tym momencie zdałem sobie sprawę, że możemy się już nie spotkać, jedyny kontakt jaki mamy ze sobą to CB-radio.
Pytając  Andrzeja, na jakiej drodze jest teraz, jakość naszej rozmowy pogarszała się z każdym przejechanym metrem, zrozumiałem że oddalamy się od siebie. Niestety nie wymieniliśmy się numerami telefonów, chociaż on miał ich dwa a ja trzy. Żaden  z nas nawet o tym nie pomyślał, żeby to zrobić. Jechałem dalej i znów zapytałem.
- Andrzej jesteś ?
- Jestem - usłyszałem - Chociaż w radiu było dużo szumów, zrozumiałem go.
- Słuchaj mnie uważnie - powiedziałem - Za chwilę możemy stracić ze sobą łączność - mówiłem.
Wiedziałem, że jedziemy drogami równolegle do siebie, widziałem to na mapie. Ja jechałem autostradą A-432 z której miałem wjechać na autostradę A-46 i później na autostradę A-6 w kierunku Dijon, a Andrzej jechał landówką D-29.
- Posłuchaj, jedź dalej tą drogą D-29, dojedziesz do ronda, na rondzie prosto, potem zakręt w prawo, dojedziesz do skrzyżowania,słyszysz mnie ? - spytałem - Andrzej słyszysz mnie? - spytałem ponownie. Odczekałem chwile. Cisza w radiu.
- Andrzej jesteś ? - wołałem go kilka razy, niestety już nie odpowiedział.
- No tośmy pojechali razem - powiedziałem do siebie.
Wiedziałem, że jak cały czas będzie jechał tą landówką to za jakieś 6-7km, wskoczy na tą autostradę po której ja jadę, na autostradę A-432, ale czy pojedzie, czy będzie chciał gdzieś zawrócić, a jak wskoczy na autostradę to gdzie ja w tym czasie będę, jak daleko, czy uda nam się usłyszeć na radio? Jechałem dalej i zadawałem sobie takie pytania.
Ujechaliśmy razem ok. 90km i rozjechaliśmy się na rozjeździe nr.5 na autostradzie A-432, każdy w inną stronę, nie było by problemu gdybym miał numer  telefonu do niego. Zadzwonił bym, gdzie jest i można byłoby się spotkać na jakimś parkingu po trasie, a tak lipa, bez telefonu, każdy na innej drodze są małe szanse na to że się spotkamy, powiedziałem małe nie zerowe, w końcu tak czy owak Andrzej też musi wjechać na autostradę A-6.
Wiedziałem, że jedzie równolegle do mnie, patrząc na mapę określiłem, że nasze drogi są oddalone od siebie jakiś kilometr, mijałem właśnie lotnisko w Lyon po mojej lewej stronie, a Andrzej jadąc landówką D-29 mijał to samo lotnisko tylko po swojej prawej stronie. Byliśmy blisko siebie, ale za daleko aby usłyszeć się na CB-radiu. Jechałem dalej i co jakiś czas wołałem go przez radio, ale Andrzej nie odpowiadał.
- No cóż, trzeba jechać samemu - mówiłem do siebie - Trudno, nie wymieniliśmy się telefonami, więc za dużo nie zdziałam. Ale co jakiś czas mogę go wołać jeszcze na radiu - stwierdziłem.
W międzyczasie podczas jazdy zmieniłem trasę na mapie także nawigacja i laptop już pokazywały tą samą trasę i widziałem, że zbliżam się do rozjazdu dwóch autostrad A-432 i A-42. Patrząc na mapę widzę, że są możliwe tylko dwa kierunki jazdy w prawo i w lewo. Trasa na laptopie pokazuje mi, że będę jechał w lewo.
-Ok. jak w lewo to w lewo ,przygotowałem się, że będę się trzymał lewego  pasa, a tu z nawigacji Hołek mówi:
-„Za trzysta metrów trzymaj się prawego pasa”
- Prawego ? O co kaman ? - Pytam siebie - Jak prawego ?
Szybko spoglądam na mapę i widzę  dokładnie, że mam wjechać na autostradę A-42 i jechać w lewo
A Hołek mi się drze jak szalony trzymaj się prawego pasa. Szybka decyzja, którego pasa się trzymam, już muszę decydować i w tym momencie widzę na nawigacji jak moja trasa prowadzi mnie prosto.
- Prosto ? - Głośno krzyknąłem - Przecież nie ma prosto, jest w prawo, albo w lewo a prosto są pola. Co ten Hołek kombinuje? - mówię już na głos.
Zwolniłem trochę, patrzę na nawigację, dzięki której widzę ok.1,5 km do przodu i faktycznie, moja trasa prowadzi mnie prosto. Patrzę przed siebie, jeszcze nie widzę całego rozjazdu, mój wzrok wraca na nawigację.
- No tak mam jechać prosto - mówię do siebie głośno - A dlaczego na mapie moja trasa prowadzi mnie w lewo ?
I nagle dostałem olśnienia. Mam nie aktualną mapę, pomimo najnowszej wersji. No tak i wszystko zrobiło się dla mnie jasne. Pojechałem według nawigacji, czyli prosto i patrzyłem jak ja, czyli mój punkt na mapie wjeżdżam w pole i jadę po nim. Wjechałem właśnie na nowy odcinek autostrady, której nie miałem na mapie. I zrozumiałem co się wydarzyło godzinę temu. Dlaczego mapa i nawigacja Andrzeja wcześniej prowadziły inaczej niż moja Auto Mapa, dlaczego Andrzej na każdym rozjeździe chciał jechać inaczej, aż w końcu pojechał.
- On też ma nieaktualną mapę w nawigacji - doszedłem do wniosku.- Jego nawigacja też nie ma tej autostrady w sobie, ciekawe jak on pojedzie - zastanawiałem się.
Jechałem po pięknej nowej autostradzie i zwróciłem uwagę, że jadę wzdłuż torów, które są na mapie. Przyjrzałem się dokładnie, gdzie te tory prowadzą i stwierdziłem, że ta autostrada to skrót do autostrady A-6.
Wniosek był taki.Tory idą łukiem w kierunku A-6 i nowa autostrada też idzie łukiem wzdłuż torów w kierunku autostrady A-6 i tam się z nią łączy
- Nieźle to sobie Francuzi wymyślili - stwierdziłem.
Zrozumiałem dlaczego były takie rozbieżności na mapach.
- Autostrada piękna, fajnie się jedzie ,Hołek wybrał bardzo dobrą drogę, ale razem z Francuzami namieszał nieźle. - z lekkim uśmiecham na twarzy powiedziałem do siebie.
Wrzuciłem dwa zdjęcia z mapą, gdzie znajduje się nowa autostrada. Kolorem niebieskim namalowałem nowy odcinek, którego nie ma na mojej mapie AutoRoute 2011.


 W najnowszej wersji Auto Mapy, ten odcinek autostrady już jest.


Jechałem dalej i szkoda mi było, że straciłem kontakt z Andrzejem. Zastanawiałem się jak on pojedzie, jak jego nawigacja go poprowadzi skoro ma nieaktualną mapę, czy jest możliwe że się spotkamy na trasie, może spotkamy się na jakimś parkingu - pomyślałem - przecież w podobnym czasie skończy się nam czas jazdy i może wtedy się spotkamy, a wogóle to ciekawe gdzie on jest, raczej nie przede mną, raczej za mną tylko jak daleko. A może spotkamy się na rozładunku. Jechałem dalej, słuchałem muzyki i zadawałem sobie takie pytania.
Zbliżałem się do wjazdu na autostradę A-6.
- Acha, tak to tutaj wygląda, nowy wjazd na A-6, wszystko takie ładne, nowe, równe, nieźle.- pomyślałem - i wjechałem na A-szóstkę. Robiło się już ciemno, na autostradzie A-6 był spory ruch.
- Może gdzieś tu jedzie Andrzej - pomyślałem i wziąłem radio do reki.
- Andrzej jesteś ? Andrzej Jesteś ? - zawołałem przez CB. Niestety cisza, nie odezwał się, próbowałem jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Szczerze mówiąc po którymś tam razie dałem sobie już spokój.
-To tak jak szukać igły w stogu siana - stwierdziłem i odłożyłem radio na uchwyt.
Na dworze było już ciemno, asfalt był czarny bez śniegu, nie padało, jechałem w granicach 80 km/h.
Wiozłem ADR-y i nie chciałem jechać szybciej. Jechałem, słuchałem muzyki, kilometry uciekały.
Ujechałem ok.60 km autostradą A-6, a ok. 100 km od momentu rozdzielenia się z Andrzejem. Minęło jakieś półtora godziny od ostatniej naszej rozmowy na radiu i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni, gdy nagle w głośniku  mojego CB słyszę.
- Krzysiek Rybnik to ty - znajomym głos wyraźnie wołał mnie.
- Krzysiek Rybnik to ty - z głośnika padło jeszcze raz to samo pytanie.
- Tak, to ja - odpowiedziałem, od razu wiedziałem ze woła mnie Andrzej.
- Gdzie jesteś - spytałem.
- Siedzę ci na ogonie - Andrzej odpowiedział
- Na ogonie ? Nie mogę,ale numer ,a jak daleko za mną - spytałem
- Zaraz za tobą 50 metrów - odpowiedział.
Ale numer, co za akcja. Już straciłem nadzieję, że się spotkamy na trasie. Myślałem, że może na rozładunku uda nam się spotkać. Tyle przeżyć w jeden dzień, czy to się dzieje naprawdę, czy mi się tylko wydaje.
A jednak to działo się naprawdę, znów jechaliśmy razem, jeden za drugim, ja z przodu a Andrzej z tyłu. Rozmawialiśmy o tym przez radio, co się wydarzyło, dlaczego nasze mapy tak powariowały, którędy Andrzej jechał itd. Zbliżała się godz. 20:00 i trzeba było szukać parkingu na noc bo kończył nam się czas jazdy. Wspólnie ustaliliśmy, że będziemy nocować przed Dijon, na stacji Shell z dużym bezpiecznym parkingiem.
- Shell za 2000 m - powiedziałem do Andrzeja przez radio mijając tablice informacyjną.
- Ok. zjeżdżamy na pauzę - odpowiedział Andrzej.
Wjechaliśmy na Shella, po naszej prawej stronie ukazał się duży parking i kilka wolnych miejsc.
- Kręcę na prawo, poszukamy miejsc  obok siebie - powiedziałem
- Ok.kręcimy - usłyszałem w odpowiedzi.
Znaleźliśmy dwa miejsca obok siebie, zaparkowałem swojego Mana obok Mercedesa Andrzeja i poszedłem do niego na herbatę.
- Jak to się stało, że mnie dogoniłeś - spytałem przy herbacie.
- Pomyślałem, że jesteś przede mną i że będziesz jechał  80km/h, to ja pocisnąłem miejscami trochę szybciej - odpowiedział Andrzej, na moje pytanie i kontynuował dalej.
- Jadę, jadę ,aż widzę przede mną jakąś ciężarówkę z otwartą pomarańczową tablicą i rejestracją SRB, no to biorę radio w łapę i pytam Krzysiek Rybnik to ty ? i ty odpowiadasz - Tak to ja.
- Haaa.haaa !! - zaczął się śmiać Andrzej, zresztą ja też, bo cała ta sytuacja nieźle rozbawiła nas obu.
Posiedzieliśmy jakieś pół godziny, wypiliśmy herbatę.
- No to robimy dziewiątkę i ruszamy o piątej rano - powiedziałem do Andrzeja.
- Tak,o piątej - Andrzej mówiąc to kiwnął głową.
- Zostało niecałe 600 km,powinniśmy zdążyć do czternastej - dodałem.
- Będziemy jechać i zobaczymy jak będzie, wjedziemy do Niemca to tam trzeba jechać  80 km/h nie szybciej. - powiedział Andrzej.
Teoretycznie to powinniśmy zdążyć na styk, ale teoria nie ma nic wspólnego z jazdą w realu. Musieliśmy pamiętać, że na dworze cały czas jest mróz i że jest ślisko, do tego wystarczą małe korki, spowolnienia w ruchu i czas dojazdu automatycznie się wydłuża. Planując trasę i czas jej przejazdu, należy pamiętać o obowiązkowych pauzach czterdziestopięcio minutowych po każdych czterech i pół godzinach jazdy. I w tym momencie nie byłem już pewny czy zdążymy na rozładunek na godzinę czternastą. Jechaliśmy do miasta Remscheid autostradą w kierunku Koln. Po drodze musieliśmy minąć Bonn, Koln, Leverkusen a to są miasta, gdzie średnia jazdy zawsze znacznie spada poniżej 80 km/h.
Wiedziałem, że są tam prowadzone roboty drogowe, zawężone jezdnie z czterech pasów do dwóch, a to zawsze powoduje korki. A wystarczy jedna stłuczka, stanie w korku i całe wyliczenia biorą w łeb.
- No to do piątej - powiedziałem na pożegnanie wychodząc z kabiny Meśka.
- Do piątej - Odpowiedział  Andrzej, machnął ręką na pożegnanie i z uśmiecham na twarzy zasunął firanki.
Na następny dzień ruszyliśmy zgodnie z planem o piątej rano. Jechaliśmy jeden za drugim, rozmawialiśmy przez radio i kilometry uciekały, oczywiście wraz z kilometrami uciekał czas. Kierowaliśmy się na Nance, Metz  - Francja i Saarbrucken - Niemcy, gdzie mieliśmy przekroczyć granicę. Jechaliśmy cały czas, bez zatrzymywania się.
- Trzeba będzie robić pauzę, mamy  ujechane prawie cztery godziny - powiedziałem do Andrzeja przez radio.
- To na najbliższym parkingu stajemy - usłyszałem w odpowiedzi.
- Ok. najbliższy parking, zjeżdżamy - powiedziałem.
Mijaliśmy właśnie Metz i kierowaliśmy się w stronę autostrady A-4, pomyślałem, że tam na pewno znajdziemy parking.
Jechaliśmy już jakiś czas po autostradzie,na tacho było już  4h15 jazdy,a parkingu nie było widać.
- Ile masz jazdy - spytał Andrzej przez CB
- Cztery godziny piętnaście minut - odpowiedziałem patrząc na wyświetlacz.
- To jeszcze zostało piętnaście minut i mamy problem - powiedział.
- Tak zostało piętnaście minut.
- Jak daleko mamy najbliższą stację ? - zapytał
- Czekaj, sprawdzę i ci powiem - powiedziałem i odłożyłem radio na uchwyt.
W nawigacji szybko sprawdziłem, że najbliższa stacja jest za 20 km.I znów na styk, albo nas braknie pomyślałem.
- Jeszcze dwadzieścia kilometrów i jest stacja - powiedziałem przez radio
- To daleko, może nam braknąć piętnastu minut na dojazd - odpowiedział Andrzej.
- Wiem, trzeba przycisnąć.
Wdepnąłem pedał gazu i zobaczyłem jak wskazówka na prędkościomierzu powoli przesuwa się w kierunku 90 km/h.
I dokładnie w tym momencie zobaczyłem tablicę informującą, że w odległości dwóch  kilometrów  znajduje się parking. Była godzina ok. dziewiątej trzydzieści rano, wziąłem radio do ręki i powiedziałem.
- Spoko, Andrzej zaraz mamy parking,dokładnie za dwa kilometry, jest ok.
- Tak, widzę jedziemy tam - usłyszałem w radiu.
Wjechaliśmy na na parking, zatrzymaliśmy się, spojrzałem na tacho, było 4h22
- Zaś na styk ale dobrze, czas wykorzystany na maksa, może nie trzeba będzie robić drugiej pauzy - pomyślałem.

cdn...


5 komentarzy:

  1. Pisałeś o swoich początkach i jak trudno było Ci znaleźć pracę bez doświadczenia. Napisz jak Ci się to w końcu udało?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie sie czyta twoje posty:)
    tak myslalem ze nawi powariowały:)
    Dobrze ze Pan Andrzej pomyślał i Cie dogonił:)
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie,że wróciłeś z postami, bo przez chwilę myślałem, że ci zapał do pisania zmniejszył.
    Czekam z niecierpliwością na film ze skrzynią biegów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze bajka a filmiki na YT jeszcze lepsze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Krzysiek i takie posty uwielbiam. Jak czytam twoje posty to tak jakbym czytał książkę. Po prostu bajka :) Ale niezłe jaja z Andrzejem, takie spotkanie. W ogóle ta trasa to była trasą pełną przygód :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń